Moja żona nie ma nic przeciwko pod warunkiem, że łowię raz na jakiś czas a to się nie zdarza. Mimo to, widzę w tym plusy, bo to jednak dobrze, na chwilę obecną, że żona chce bym spędzał czas z nią a nie na rybach. Przynajmniej staram się widzieć w tym tą dobrą stronę
Mimo to na rybach jestem 1-2 razy tygodniowo.
Najgorzej jest przy zakupach, ale tutaj wystarczy zaniżyć wartość zakupionego sprzętu o 50-80%, część zakupów przemilczeć i jest już całkiem znośnie.
Moja żona rzadko ze mną jeździ na ryby bo jestem raczej wędkarzem, któremu ciągle mało i generalnie jak jadę połowić to na 6-8 godzinek a nie na dwie. Jako, że często łowię tyczką, zanim zaniosę sprzęt, rozpakuje się, przygotuję zanęte, wygruntuję, przygotuję zestawy to mija nierzadko półtorej godziny to moja żona po 30 minutach łowienia chce już wracać. A w perspektywie kolejne 30 minut pakowania się. Także tutaj nawet jej nie zachęcam. Poza tym, hobby i pasja to działka tylko dla nas, więc ja akurat wolę spędzać ją z innymi pasjonatami lub po prostu sam. Czas dla żony, rodziny to inna para kaloszy i wtedy poświęcam się w tym zakresie. Wyjątkiem oczywiście jest, kiedy zona również pasjonuje się wędkarstwem ale u mnie akurat tak nie jest.