Przepisy w zakresie amatorskiego połowu ryb tworzy obecnie PZW i tu jak to się mówi jest pies pogrzebany. To system działania tej organizacji wykreował te wszystkie patologie, które mają miejsce. I tylko systemowe zmiany mogą to naprawić w tym znacząca zmiana przepisów wychodząca naprzeciw zwykłym wędkarzom amatorom. Sprawę opłacania składek należałoby rozwiązać na zasadzie wprowadzenia licencji ogólnodostępnej we wszystkich regionach kraju. Wszyscy łowimy na tych samych warunkach. Jednocześnie łowisz gdzie chcesz i kiedy chcesz. To wędkarze wybieraliby sobie łowiska a nie uchwały zarządów okręgów narzucały im to.
Pozdrawiam
Zgadzam się z większą częścią tego wpisu ... jednak jedna składka to marzenie. To jest, aż tak nierealna kwestia niczym to, że Polska będzie drugą Japonią - oczywiście przy założeniu dalszego istnienia PZW. Całkiem inna sytuacja byłaby w sytuacji upadku PZW. Jednak dopóki PZW będzie istnieć, to jednej składki nie będzie. Wbijcie to sobie do głowy koledzy
Inaczej się nie da. PZW musiałoby upaść, aby można było wprowadzić 1 składkę na cały kraj. Twór w postaci PZW jest tak skonstruowany, że niemożliwe jest wprowadzenie jednej składki - nie przy tej ilości okręgów, działaczy oraz ludzkiej mentalności (zarówno po stronie działaczy, jak i zwykłych wędkarzy).
Po pierwsze nikt z rządzących w ZG, ani w okręgach nie chce jednej składki. I szczerze, to przy takiej strukturze PZW jaka jest obecnie, to im się nie dziwię, że nie chcą. Już widzę tych moich kolegów emerytów z działeczek obok, którzy dowiadują się, że 50 km dalej jest rybna woda na której mogą połowić za 200 zł na rok. Zrobią z niej pustynię w ciągu 2 lat - tak jak zrobili u mnie.Oczywiście zgodnie z RAPRem... albo i nie. To nie ma znaczenia. Ten cały RAPR to jest tak debilna regulacja jeżeli chodzi o limity (i nie tylko), że aż szkoda gadać. Do tego cała masa nowobogackich wędkarzy, których mentalność jest podobna do panów, o których mowa wyżej i mamy wodę bez ryb... za 200 zł na rok. Mamy pustynie zgodnie z RAPRem. Natomiast jakbyśmy podwyższyli składki do np. 800 zł na rok, to kłusownictwo wzrosłoby o 1000 %, a ze stowarzyszenia odpłynęłaby połowa członków
I tyle byłoby z jednej składki.
Po drugie żeby była jedna składka to musi iść za tym odpowiedni nakład na kontrole. I nie mówię tu o 10 % środków z budżetu na to przeznaczanych, a o co najmniej połowie posiadanych środków w danym roku budżetowym. W tym kraju panuje bowiem powszechne cwaniactwo, kłusownictwo i brak respektu dla jakiejkolwiek kontroli. To, że w innych krajach jest inaczej i jest np. jedna składka, jest to efekt kompletnie innej mentalności od tej polskiej oraz tego, że jest kontrola - nawet przez innego wędkarza, który wówczas np. uzyskuje status funkcjonariusza publicznego.
U nas "komuna" nauczyła ludzi, że jak coś jest wspólne, to jest nikogo. Do tego w Polsce panuje powszechne kwestionowanie uprawnień kontrolnych osoby kontrolującej i jej znajomości prawa. Tu nie ma tak, że wędkarz poddaje się bezproblemowo kontroli. Nie. W większości przypadków jest wręcz odwrotnie. W oczach kontrolowanego z legalnego kontrolującego stajesz się przedstawicielem bezprawia. Dlatego tak ważna jest edukacja (również ta drogą online), bo w pewnym wieku mentalność jest bardzo trudno zmienić. Dlatego wszelkie zmiany w zakresie limitów, okresów ochronnych itd. nic nie dadzą, gdy nie będzie kontroli. Walczy się bowiem z ludzką mentalnością. Dlatego też wszelkie zmiany jak ta o długości przynęty na szczupaka jest totalną głupotą. Tylko ktoś z IQ ameby może myśleć, że takie zmiany w regulacjach PZW, mogą coś zmienić w Polsce anno domini 2019
Poza tym skoro państwo "przekazując" zbiorniki za określoną kasę użytkownikom rybackim (np. PZW) ceduje na nich wszystkie obowiązki związane z ich utrzymaniem, to nie myśli o tym, aby je chronić np. przed kłusownikami i innymi wędkarzami. Dlatego właśnie jest tak mało funkcjonariuszy PSR (bodajże niecałe 400 osób w całej Polsce), bo państwo nie ma zamiaru chronić ryb, które i tak ostatecznie zostaną zeżarte przez użytkownika rybackiego.
Dlatego jest tak duży problem, bo:
A) państwo ma w dupie to co się dzieje na polskich wodach pod kątem kłusownictwa wędkarskiego (i ja to rozumiem, bo przecież wędkarze najczęściej są zrzeszeni w stowarzyszeniach na których wodach wędkują i to organy stowarzyszeń powinny głównie czuwać nad przestrzeganiem prawa przez jego członków. A skoro stowarzyszenie ma to w dupie, to czemu państwo ma się tym przejmować ?);
B) PZW ma w dupie finansowanie kontroli, skoro są ważniejsze kwestie np. utrzymanie okręgowej biurokracji. Poza tym trudno jest komuś coś zakazywać, kto do tej pory z czegoś korzystał, a kto ma wpływ na to czy nadal będę u władzy;
C) walczy się z polską naturalną, wrodzoną mentalnością (pewnie już od czasów zaborów), że wszelka kontrola w oczach rodaka to zło - tym bardziej, że rodak w poprzednim ustroju brał ryby jak leci, więc czemu w demokracji mają mu czegoś zabraniać. On tylko chce jak najwięcej zarybień za jego 200 zł, bo jak ryb nie będzie to jest to wina złodziei i oszustów w osobach działaczy. Taki Polak wędkarz nie zastanowi się np. nad tym ile lat musiał przeżyć okoń, aby osiągnąć rozmiar 30 cm.
D) obecnie jedynie SSR może chronić ryby w wodach PZW. To jest dopiero kuriozum, bo to jest komunistyczny twór, który już dawno powinien był upaść po 1989 r. (państwo powinno dać chociażby możliwość kontroli wszystkim wędkarzom, chroniąc ich jednocześnie poprzez status funkcjonariusza publicznego w związku z przeprowadzoną kontrolą). Mamy więc obecnie jedyną taką "pozapaństwową służbę" w Polsce, która jest ostatnią nadzieją ratunku dla polskich wód. I jak ona ma bezproblemowo funkcjonować, gdy większość wędkujących jej nienawidzi, a ona sama jest totalnie niedofinansowana i w dodatku działa jeszcze społecznie "za free" ?
A składki? Czym wyższe, tym wyższy odpływ członków i wyższe kłusownictwo. Czym wyższe składki, tym wyższe nakłady na ochronę przed kłusownictwem. Dlatego nie można dowalić składki np. 1000 zł w całym kraju, bo to się nie sprawdzi. Większość zrezygnuje z opłat i będzie kłusować. Dlatego tak ważne są nakłady na kontrole. Jednocześnie nikt tak nie zadba o daną wodę jak lokalni użytkownicy. Dlatego to właśnie koła (a nie okręgi) powinny decydować o swoich wodach w zakresie m.in. opłat, ograniczeń w wędkowaniu (oczywiście pod nadzorem ZG, a nie jakiś z dupy wyjętych okręgów). Czasy komuny się bowiem dawno skończyły i nie wrócą, tak jak i jedna składka w PZW - na pewno już nie przy tej strukturze PZW, kosztach zarybień i kosztach uiszczanych na rzecz państwa. Za komuny nie było z tym problemów. Teraz tych problemów jest cała masa.