Wiele już tu chyba zostało napisane.
Ja myślę, że są trzy główne powody, dla których chronimy swoje miejscówki.
1. Nie chcemy, żeby ktoś zajmował nam miejsca.
Zapewne dla kolegów, którzy mają wiele miejscówek do wyboru i/lub mogą bywać nad wodą bardzo często, nie jest to tak wielki problem.
Gorzej, kiedy łowimy na malutkiej żwirowni, gdzie jest zaledwie kilka stanowisk lub na przykład zaledwie kilka stanowisk jest na danej głębokości wody, to wtedy dwóch wędkarzy-gości może spowodować, że będziemy musieli siąść w miejscu skazanym na porażkę lub nawet wrócić do domu.
Inne kwestie opisali już koledzy wyżej: nęcenie zaznaczonego miejsca pod konkretne ryby, pielęgnowanie danego miejsca, szykowanie go na dłuższą zasiadkę urlopową.
2. Obawa o to, że goście zniszczą/zaśmiecą nam stanowisko.
3. Obawa o wyławianie ryb. Szczególnie koledzy, którzy uwalniają złowione ryby mogą czuć się niekomfortowo, wiedząc, że ktoś inny będzie te ryby zabierał.
Obecnie informacje rozchodzą się wyjątkowo szybko. Telefony komórkowe, internet, urządzenia mobilne. Prawie każdy ma auto i może się szybko przemieszczać w różne miejsca. Można w ciągu jednego dnia zaliczyć nawet kilka wód.
Co do rozchodzenia się informacji, to zawsze mam w myślach pewną sytuację. Było to dość dawno. Miałem wtedy może z 15 lat. Siedziałem sam na nocce za karpiem. Złowiłem wtedy 2 karpie po ok. 6 kg. Oprócz mnie nie było na jeziorze nikogo. Wróciłem nad ranem do domu, a mój tata wiedział już, co złowiłem. Pamiętam dobrze moje zdziwienie. Okazało, że pewien pan (również wędkarz) wybrał się z rana na grzyby. Przystanął wśród drzew i mnie obserwował. Kiedy zobaczył, co wyciągam z wody w siatce, zrezygnował z dalszego grzybobrania i udał się czym prędzej do domu po wędki. W drodze do domu spotkał mojego tatę i przekazał mu informacje. Przez kolejnych parę wypraw mogłem zapomnieć o tym miejscu.
Oczywiście mógłbym tu podać wiele innych ciekawych i zarazem dla mnie nieprzyjemnych sytuacji, które były następstwem tego, że ktoś bardzo mocno chciał łowić w miejscu, w którym miałem dobre wyniki.
Pewnie byłoby inaczej, gdyby większość wędkarzy miała poszanowanie dla przyrody, potrafiła zachować umiar i stosowała się do pewnych niepisanych zasad wędkarskich. Ja sam niejednokrotnie, będąc na nieznanej/rzadko odwiedzanej wodzie, ustępowałem miejsca kolegom, którzy np. nęcili sobie dane miejsce przewlekle. Nie odczuwałbym żadnej satysfakcji z tego, że zająłem pierwszy dobre miejsce, które ktoś przygotował, zaś stały bywalec musiał zadowolić się innym.