Jak długo jeżdżę zawodowo, tak jeszcze taki numer to mi się nie trafił. Stoję w Dobrzyniu nad Wisłą, trudno to nazwać parkingiem. Myślę - zrobię "dziewiątkę" i jadę umyć cysternę i załadować. Wychodzę z auta, otwieram schowek, lodówkę i w tym momencie podchodzi do mnie jakiś człowiek. Coś-tam mamrocze - myślałem, że głodny, że chce coś do jedzenia. Ale nic z tych rzeczy - facet do mnie z tekstem, żebym pożyczył mu buty. No cholera jasna - to rozbili mi szybę w Belgii, to próbowali na gapę do Anglii wjechać na naczepie. Ale taki numer... No po prostu jaja jak mało co...