Czas rozruszać temat bo bardzo humorystyczny i ciekawy
Dziś pokusiłem się o moczenie kija w leśnym, zapomnianym przez cywilizację stawie/jeziorku.
Trzciny na środku a wokół brzeg bagnisty, ale znalazłem kawałem twardszego gruntu i tam się rozgościłem. Pierwszy rzut... zaczep... Drugi już lepiej ale płycizna 20-30cm na 10-15m od brzegu. Jak wrzuciłem do wody kromkę chleba to po kilku sekundach woda się zagotowała. Zdębiałem i rozejrzałem się odruchowo czy nie jestem w ukrytej kamerze
Woda mulista, nawet nie potrafiłem zidentyfikować co to za rybki. Małe 6-10cm i ciemno czarnawe.
I tak się zapatrzyłem finalnie na to widowisko, że kiedy oprzytomniałem i spojrzałem pod nogi okazało się że jestem "otoczony". Przez chwilkę miałem miękie nogi , ale po żóltawych plamkach zidentyfikowałem że może 1,5 metra ode mnie witają mnie trzy zaskrońce około metra każdy. Wszelkich wężowatych nie lubię więc serce zabiło na chwilę mocniej. Oczywiście po tupnięciu oddaliły się, jednak tupnięcie w grząski grunt załatwiło mi spodnie i buty na cacy. I tak się skończył wypad "na godzinkę"
Żona jak mnie zobaczyła to stwierdziła że niedługo chyba nową pralkę trzeba będzie kupić i , że moje dzieci się tak nie brudzą jak ja potrafię "na rybach"
Coś w tym jest też, że jak człowiek zapuści się w głuszę, gdzie nie spodziewa się innego człowieka to każda spadająca gałązka, szelest roją nam w głowach wyobrażenia na niejeden film grozy