
Dziś zakopałem mojego Kimcia obok jego poprzednika Kokosa.
Jeszcze wczoraj brykał po domu jakby się szaleju najadł. Wypuściłem go na dwór. Po pół godzinie słyszę, że się drze pod drzwiami. Otwieram, a on wczołguje się do domu sparaliżowany

Od razu weterynarz - zator. Brak czucia w tylnych kończynach. Został na noc, dostawał leki rozpuszczające. Nic to nie dało.
Masakra. Był kot, pyk, nie ma kota
