Ciekawe kto komu sprzedaje tzw. myśl techniczną
A chińczyk zmienia kolory na wtryskarkach i mamy 3 "różne" kołowrotki, ciekaw jestem jak bebechy, w sensie materiały przekładni i łożyska.
Ile takich projektów jest w różnych dziedzinach, to nawet nie chcę się domyślać.
Tomku, dobrze wiesz, że nikt nikomu nie sprzedaje żadnej myśli technologicznej. Poza chlubnymi wyjątkami, co oczywiste, świat kołowrotków funkcjonuje jak np. świat elektronarzędzi. Wirtualnie dotarłem do pewnej fabryki w Chinach, która jest producentem kołowrotków. Jest to ogromna firma, fakt. Mają oni w swojej ofercie połowę tego, co widzimy w katalogach firm, takich jak Jaxon, Konger, Dragon, Robinson, DAM, Mikado, York i inne. Na stronie firmy są przedstawione wszystkie modele, jakie produkują. Mało tego, przy każdym kołowrotku jest opis wskazujący, jaką ilość tego produktu są w stanie wytworzyć w ciągu miesiąca. Są też oczywiście ceny. Teraz proszę o szczególna uwagę
Najtańsze kołowrotki kosztują... nic nie kosztują. Maszynki, które kupujemy w sklepach za 400-500 złotych, oni sprzedają za... 19 euro.
Wniosek prosty: Jaxon i Konger mają w ofercie te same kołowrotki, ale nikt nikogo nie "szarpie" za plagiat, bo żadna wymieniona firma nie ma do tego prawa. Mało tego, firmy te dobrze o tym wiedzą, są świadome swoich działań. Im chodzi tylko o sprzedaż.
Sprawa następna jest również ciekawa. Kołowrotki w fabryce nie są opisane, ani nazwami marek, ani nazwami własnymi. One po prostu czekają na nazwę i logo. A to wszystko zależy już tylko od zleceniodawcy. Nawet ja mogę jutro mieć swoją markę.
Teraz widać, ile są warte merketingowe bzdury wypisywane w katalogach. Rodzime firmy przodują w tym procederze. Krótko: to są kpiny z nas wszystkich. Czy mam rację? Proszę bardzo - kołowrotki spod ręki firmy Dragon kosztują 400 złotych. Są opisywane jako cuda nie z tej ziemi. Za rok te same kołowrotki kosztują 200 złotych. Nadal są niesamowite, ale firma wyciąga do nas swoją dłoń z pierścieniem, oczekując jego całowania. Nie całować! Dlaczego? Bo za kilka miesięcy ten kołowrotek kosztuje na wyprzedaży 100 złotych. Niedawno rozmawiałem z właścicielem sklepu, który wskazał właśnie taki kołowrotek i powiedział: "Chcesz? Za setkę ci go oddam". Tego nie chciałem, wziąłem inny - taki z korpusem i rotorem aluminiowym, z dwoma aluminiowymi szpulami, z pięknymi okrągłymi klipami. Cena była połową początkowej wartości. Firma taka jak Dragon (oraz reszta tych "dystrybutorów") musi regularnie wprowadzać nowe produkty, niekoniecznie lepsze. Ważne są nowinki, które można wycenić, zupełnie przewartościowując ich faktyczną wartość. Często w sposób wręcz absurdalny.
Najbardziej żałosne są firmy, które kiedyś były potęgami. Gdy widzę taki sam kołowrotek w ofercie Yorka i DAMa, to robi mi się zwyczajnie smutno. Szkoda człowiekowi starych, dobrych czasów, gdy mógł stawiać na ulubioną markę, wierząc jej bezgranicznie.
Na koniec wypada po raz kolejny wspomnieć, że większość firm wędkarskich ma tyle wspólnego z produkcją kołowrotków, ile ja z grą na kontrabasie. Kiedyś szarpnąłem strunę, podpierając się, gdy wywinąłem orła na sali prób. Najważniejsze w tym wszystim jest to, żebyśmy byli świadomi pewnych mechanizmów rządzących tym wszystkim, w czym uczestniczymy. Nie dajmy sobie wmawiać głupot, to wszystko. Jeśli sięgamy po kołowrotki, to świadomie, a nie naładowani informacjami z katalogów.