Rozmawiałem ostatnio z ichtiologiem i opowiadał mi o tołpydze, która potrafi zasysać wylęg ryb - oczywiście go 'niszcząc'. Zwłaszcza narybek sandacza padał jej ofiarą skupiony prz gnieździe (jego pilnowanie ma tu sens!). Normalnie narybek skupia się na bardzo płytkiej wodzie, na niektórych łowiskach nie zawsze zdąży się schronic przed tą rybą. Z czasem tołpyga osiaga monstrualne rozmiary i należy sie domyslać, że może wyrządzać jeszcze większe szkody.
Wędkarsko jest to ryba raczej mało pożądana - łowiona jest najczęściej przez spinningistów, zaczepiona za grzbiet lub ogon. Jako, że żywi sie bardziej zooplanktonem niż fitoplanktonem, sprawia, że woda staje sie zabarwiona i bardziej podatna na zakwity, co wpływa niekorzystnie na rozwoj rodzimych gatunków. Zabiera tlen - co na łowiskach komercyjnych ma tez jakiś tam wpływ na inne gatunki. Ogólnie nie widze plusów trzymania tej ryby w łowisku. Wiele komercji 'chwali się' posiadaniem tej ryby. Według mnie nie ma kompletnie czym. To, że w słońcu widac wielką rybę działa może dla tych co nie wiedzą co to za gatunek...
Nie wiem dlaczego zezwala sie na zarybianie ta brzydka rybą, powinno byc to całkowicie zabronione. Ryba ta jest nosicielem pasożytów (tasiemców chociażby) - i wprowadzanie jej do polskich wód jest równoznaczne z pogarszaniem warunków życia naszych rodzimych gatunków. Sens jedynie widzę na wodach produkujących ryby do spożycia...