O dobre towarzystwo wędkarskie dziś niestety ciężko, no chyba, że przyjaciel, bądź dobry kumpel też wędkują. Może mam pecha ale często spotykałem się z zawiścią wędkarską. Może nadmiar szczęścia (jak to wielu nazywa) w zawodach wędkarskich oraz łowienie okazów było przyczynkiem ku temu abym tak dziś postrzegał ludzi spotykanych na rybach. Oczywiście zdarzyło mi się poznać nader wartościowych ludzi traktujących podobnie jak ja tą pasję. Z jednym z takich chłopaków mimo różnicy wieku kilka lat "karpiowałem". Były to bardzo mile wspominane przeze mnie lata z kilku powodów a najważniejszymi było to, że nie było zawiści - brania były przemienne bez względu, na którą wędkę. Decyzje gdzie, jak i kiedy łowić były dyskutowane a przez to dwa razy wartościowsze. I do tego te nocne polaków rozmowy przy szklaneczce whisky. Jakoś jednak drogi się rozeszły. Teraz jeżdżę z moim psem Akita Inu i nie ma problemu z brakiem towarzystwa dobrego kompana. Czasami też towarzyszy szczególnie w nocnych, letnich wyprawach żona, która totalnie nie zna się na wędkarstwie (ceny za to zna dobrze). Tak w ogóle to zawsze miernikiem dobrego towarzystwa było dla mnie jedno - czy milcząc przez dłuższą chwilę w towarzystwie osoby, z którą łowię nie nudzę się i nie myślę o tym jak podtrzymać rozmowę. Jak milczenie przechodzi bezmyślnie, nie wytrąca z wcześniejszych dyskursów to znak, że jest ok.
Oczywiście wypady z dobrą paczką celem odreagowania nagromadzonego stresu są inną kwestią.