Koczownik, więc zataczając małe koło, widzisz, że nasze nawoływanie do rozsądku nad wodami, i do wypuszczania ryb (nie zawsze) ma sens? Czy się ze mna zgadzasz? Zobacz swoje wpisy w tym wątku

Pan Andrzej ze swoją teorią jakoś nie wpisuje się dobrze do całości sytuacji, nie uważasz?
Panowie, nie możmey tłumaczyć wszystkiego 'egzystencją', tym, że ludzie nie mają co jeść. Bo mają. Na wsiach bardzo często ryby sprzedaje się aby było na alkohol. Zreszta tam gdzie bieda tam zawsze jakoś alkohol się znajduje. Czy można pozwalać aby ktoś nielegalnie zdobywał pieniądze na alkohol? Co dalej? Może usprawiedliwiać kradzieże, bo 'rodzina nie ma co jeść'? A ojciec jakoś do pracy legalnej się nie garnie...
Dlatego ja proponuję, aby koła sie opiekowały własnymi wodami. Oni będą sobie ich pilnować. Jak będzie trzeba, to jeden z drugim, ci bez pracy, dostana działkę za pilnowanie. Ryba też jakaś im wpadnie. A jak podnęca przyjezdnym miejscókę, popilnuja czegoś, to i grosz jakiś wpadnie
Jakby co, my tu nie mówimy o jakiś planach wprowadzenia C&R na całą Polskę przecież! Niech wody sie odbudują, do poziomu z lat 80 tych, i będzie można zabierać. Z umiarem oczywiście...
Zobaczcie co tak naprawdę w tym wszystkim szwankuje. To, że ludzie nie czują się gospodarzami wód. Nie mają tego poczucia, że to ich własne. Bo jak ryby jest mało, i przyjedzie ktoś ' z miasta' - to im te ryby zabiera, więc w takim prostym odruchu ludzie chcą być pierwsi, oni chcą 'zabrać'. Ale gdyby czuli, że jak o rybostan się dba, duże osobniki wypuszcza, to chętniej zaczęli y się dzielić, zwłaszcza, że wtedy ci co przyjeżdżają, to byłoby dla nich cos korzystnego. Kupiliby w lokalnym sklepie, zapłącili za parking i takie tam...
Ludzie muszą poczuć w Polsce, że warto dbać o włąsne i wspólne. Dlatego właśnie dobra byłaby decentralizacja, wody powinny dostać lokalne koła (część) we własne posiadanie, i sami wędkarze zaczęliby dbać.