Gratuluję Mańku i Dyzmo, oraz wszystkim Kolegom ładnych ryb.
A ja inaczej:
Pojechałem z wnukami zanęcić nad Odrę. Błoto, ślisko, to się zakopałem.
Przyjechał samochodem młody (z 30 lat Wędkarz). Wyciągnął mnie z błota, więc się chciałem zrewanżować, a ponieważ przyjechał na klenie – z kukurydzą – to w te pędy pojechałem do najbliższej miejscowości 6 km po wątrobę świńską i jakieś ryby na filety.
Jestem z powrotem, Gościu nie miał brania, choć łowił fachowo, lecz zbyt jak na moje przyzwyczajenia delikatnie.
Wziąłem od Niego feedera, przerobiłem po swojemu, na hak wątróbka wielkości połowy kciuka i… każę Mu zarzucić w odpowiednie miejsce. Wyjaśniałem Mu zasady brania klenia na wątrobę, a tym czasem po około 5 minutach lekkie centymetrowe puknięcie. Mówię Gościowi, że ma się przygotować i ciąć na pierwszy etap wygięcia sygnalizatora.
Zacina i… kleń 2,4 kg.
Zmieniamy główkę. Zarzuca, zacina i kleń… 2,8 kg. Wątróbka wielkości ślimaka pomrownika czyli całego kciuka.
Bardzo fajny człowiek, ryby delikatnie wyhaczał i wpuszczał do wody. Niestety, chociaż miałem przy sobie i telefon i aparat fotograficzny, nie zrobiłem z przejęcia żadnej fotografii. Ale my Wędkarze mamy bujną wyobraźnię, wiec sami Koledzy dopowiedzcie sobie tą historię.
Moje dzieci zmarzły, więc musiałem odjechać i… nie wiem, co się później działo. A było jeszcze co obłowić. Może kiedyś się dowiem?...