Gratulacje wszystkim co połowili
Ja wczoraj na kilka godzin również wyrwałem się nad wodę. Zapowiadana pogoda na noc 13, 14 st. czyli kolejna anomalia. Wachałem się między Tamizą na Ham, a Chertsey. Padło na to drugie.Nad wodą byłem ok 19.00. Okazało się, że zapomniałem makrel na przynętę
Pozostał więc połów na jedną wędką- feeder. Zanęta przygotowana w domu: gotowa mieszanka Sonu "Spicy meal"+ 300 gr bułki tartej+ 200 gr mielonych konopii+ 200 gr. pokruszonych pelletów karpiowych, oraz halibut + 200 gr całych pelletów 6mm+ jedna stołowa łyżka glutaminianu sodu. 1/5 tej mieszanki przeznaczyłem na sesję. Woda od początku sprawiała dobre wrażenie: w końcu rzeka wyglądała jak rzeka, a nie jak wysuszone bajoro. Uciąg bardzo duży, poziom wody wysoki, zawirowania, pachniało rybą. Niestety były też minusy: woda niosła ogromną ilość roślinności, liści i jakiegoś szlamu:
Wiał dosyć, mocny, nieregularny wiatr ok.13mph, niestety od frontu.
Koszyk 85 gr Korum, towar do środka, kilka porcji do wody, na hak pellet 12 Spicy sausage, mała torebka PVA z pelletami i łowię. Po pierwszym zarzucie okazało się, że szczytówka 3oz to był zły wybór: prąd, oraz wiatr wykręcał ją na każdą stronę. Szybka zmiana na 4oz- o niebo lepiej, ale wydaje mi się, że piątka byłaby tu ideałem. Niestety nie dysponuję
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ten płynący syf, który przez cały czas zaczepia o żyłkę. Przed każdym rzutem trzeba było oczyszczać żyłkę, oraz przelotkę w szczytówce-koszmar. Jak by tego było mało, to jeszcze uciąg się zwiększył, o ile 85gr z łukiem był wystarczający, to teraz zaczyna ściągać. Cięższych koszyków nie posiadam. Zwiększyłem łuk, podkręciłem wolny bieg w kołowrotku i łowię nadal. Dzwoni kobieta. Ledwo wypowiedziała słowo, a tu potężne branie. Rzucam telefon, zacinam- siedzi. Ryba po wyciągnięciu ok 10 m. żyłki muruje. pompuję, podciągam- nic. Po ok 10 min rusza ostro w dół rzeki, po chwili żyłka wiotczeje, cały zestaw wraz z rybą stracony. Świeżo nawinięta Daiwa Sensor 024- dziwne
Nic to, wiążę nowy zestaw. Zarzucam, podnoszę telefon z trawy, dzwonię do żony, oznajmiam, że przerwałem rozmowę, bo miałem branie....znowu rzucam ten przeklęty telefon i zacinam. Jest! Po chwili wiem, że to Leszcz, ale jak na tą rybę to walczy ładnie. Po chwili na brzegu. Jest godzina 21.33:
58 cm, ale strasznie gruby i ciężki. Na jesieni miałem dłuższe, ale przy tym tamte to żyletki. Szkoda, że nie mam wagi. Odhaczam, wypuszczam i łowię dalej. Nie dzwonię więcej
Siedzę wpatrzony w szczytówkę, a tu nagle trąca mnie coś włochatego w twarz. Widziałem już tu stado pasących się byków, więc odruchowo prawie spadam z krzesła
Na szczęście to jakieś małe, przyjazne koniki.
Łowię dalej, godzina 21.55 kolejna ryba na brzegu. Znowu Leszcz, podobnej długości, odrobinę jakby lżejszy. Odhaczam i wypuszczam.
Uciąg trochę zelżał, ale nadal wieje, choć jest bardzo ciepło.Trącają o żyłkę niesione przez prąd śmieci, bardzo ciężko jest wyłapać brania, dwa mam ewidentne, ale po zacięciu brak ryby na haku. Dwie kolejne tracę po kilku sekundach holu
Zacinam często na czucie. W końcu mam: kolejny Leszcz w podbieraku:
Ten najmniejszy: 50 cm, ale znowu gruby i ciężki. Ten był najsilniejszy. Jest godz.23.19. Około północy zaczynam pakować graty. Jest bardzo ciepło, ryby żerują, aż się prosi aby zostać do rana, ale niestety nie mogę. Duży uciąg plus wiatr i wiry zrewidowały moją decyzję odnośnie kolejnego wędziska na Tamizę. Miałem już upatrzonego Greysa Progigy Barbel vx na eBuy prawie nówkę za pół ceny, ale model ten posiada w komplecie szczytówki 1.5oz, 2.0oz and 3oz. Jak wcześniej pisałem, łowiłem 4oz i to było absolutne minimum. wybiorę jakiś kij z szczytówkami 3, 4, 5oz. Zakupić muszę także Sky-pod. Na takie warunki ważne jest, aby żyłka miała kontakt z wodą na jak najkrótszym odcinku. Ogólnie jestem bardzo zadowolony, lecz muszę przyznać, że bardziej doświadczony ode mnie rzeczny feederowiec, pobiłby mój wczorajszy wynik co najmniej kilkukrotnie, a łowiąc na dwa kije do rana zakwasy by go zjadły, gdyż
ryby żerowały wyśmienicie
Cóż, wróciłem do mojego hobby z dzieciństwa po ponad 20 latach, więc praktycznie jestem nowicjusz. Jako ciekowostkę dodam jeszcze, że nasączałem niektóre torebki z pelletami Goo halibutowym (wzorem Luka), ale na tak spreparowane zestawy nie miałem wogóle brań. Często zarzucałem bez torebki. Wszystkie trzy Leszcze padły na zestawy bez torebek, na sam pellet. Najprawdopodobniej (choć mogę się mylić) po rozpuszczeniu torebki prąd porywał zawartość i było bez znaczenia, czy ona jest, czy nie. Ale to tylko moje dywagacje. Planowałem wyskoczyć także dzisiaj na wieczór, ale odstawiłem auto do mechanika, a ten orzekł, że będzie gotowe za kilka dni