Witam zapaleńców

Dzisiaj samotny wypad na PZW. Plan był taki by spróbować połowić wielkich Leszczy, jakie ostatnio sukcesywnie łowił kolega Jędrula oraz mój szwagier

Za namową kolegi zajmuję jego "rybną" miejscówkę

Łowiłem na metodę z pelletem halibutowym carp zooma na włosie, oraz tradycyjnym zestawem z koszyczkiem 15 gram, 50 cm. przyponem i pojedynczą kukurydzą cukka (miód). Brań nie było szczególnie dużo nie mniej jednak udało mi się złowić w kolejności Leszcze 58, 52, 43 cm. oraz spiąłem tuż przed podbierakiem łopatę na oko 6 dyszek... Najbardziej jednak szkoda mi zerwanego chyba karpia życia....

Rybsko pobrało na metodę tuż obok zatopionych krzaków. Zaraz po zacięciu wiedziałem, że mam życiówkę, ryba młynkując w miejscu zdawała się chcieć wyrwać mi feedera

Szczerzę mówiąc liczyłem przez chwilę, że chociaż zobaczę stwora, gdyż udało mi się odzyskać parę metrów linki... niestety ryba się spamiętała i odjeżdżając urwała przypon 0,22 mm. niczym nitkę...

Dzisiejszego dnia górą była metoda, na zwykły koszyk złowiłem tylko najmniejszego Leszka i wzdręgę. Pozdrawiam!