Dzisiaj łowiłem od 6:00 do 11:00. Rano deszcz i wiatr.

Nastawiłem się na leszcza. Po przyjeździe spomb i naprzód. Nęciłem kukurydzą, łubinem, żytem i pelletami oraz dodałem trochę zanęty. Pierwszy rzut i jest leszcz 50 cm. Pomyślałem, że pięknie połowie. Nic bardziej mylnego. Zero brań. Jakiś cymbał przejechał mi łódką z silnikiem spalinowym, centralne przez stanowisko. Ten silnik czasy świetności miał już za sobą. Wył jak cholera.

To nie wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Kiedy łódka przepłynęła. Zacząłem nęcić. Tak nie fortunnie mocno rzuciłem spombem, że plecionka pękła na klipie.

Na fali nie wiedziałem, gdzie to ustrojstwo pływa. Rzucałem chyba 20 razy wędką z koszyczkiem, aż w końcu go zaczepiłem i wyciągnąłem. O 11:00 stwierdziłem, że wystarczy emocji na dzisiaj. Mam nadzieje, że jutro będzie lepiej. Front przejdzie i rybka będzie lepiej współpracowała.
