Ja się zdecydowałem koło 11:30 i ruszyłem nad Rydwan. Miejsce znalazłem pod lasem z wiatrem w plecy, więc dało się wytrzymać.

Dorobiłem zanęte leszczową 100g z ziemią 500g, garścią 1mm pelletu i mączką rybną 100g.
Dwia feederki na zestaw helikopterowy 0.14 hak 14, oraz 0.08 hak 16. Miałem tylko castery, dendrobenę 2 i jednego białego robaka.
Wybrałem miejsca zarzuciłem i nie pozostało nic innego jak rozłożyć wygodnie tyłek na caperlanie i czekać na brania.

Pierwsze branie po 1.5 godzinie, prawie zerwało mi wędkę z feederarma. Pech chciał, że przerzucałem drugi zestaw i jak chwyciłem za wędkę było już po sprawie.

Koło 15:00 zaczęło już się robić ciemno.
W celu testu rzuciłem 1.5m od brzegu kuleczkę zanęty, żeby sprawdzić, czy to ryby nie współpracują, czy to zanęta jest do bani.
Po 3 minutach pojawiły się rybki od 3 do 15 cm i zaczęły pałaszować co podałem. Na głębszej wodzie przepłyneło leniwie stado 7 20cm okoni. Trochę zanęty a puste dno zaczęło tętnic życiem.
W pewnym momencie wypatrzyłem 10-12 cm szczupaka który zawisł jakieś 70cm od krążących ryb. Co chwilę przesuwał się po parę centymetrów i zastygał w bezruchu. Zafascynowany podchodami małego drapieżnika przegapiłem następne branie. Jak zorientowałem się, że coś się działo szczytówka była już luźna.
Postanowiłem kibicować dalej i nie zwijać zestawu w obawie że spłosze rybki na które mały polował.
Jak zbliżył się na 3 długości namierzył ofiarę. Zbliżył się jeszcze odrobinę, zaatakował i... chybił. Następnym razem mały.
Po 15:30 spakowałem się w niecałe 15 minut i pogodzony z pierwszym blankiem w tym roku wróciłem do domu.