Ja wczoraj też byłem na rybach, ale tak zły z ryb nigdy jeszcze nie wróciłem
Od samego rana już wszystko szło nie tak
2 godz czekałem, aż pogoda się wyklaruje żeby podjąć decyzję o tym, że jedziemy na ryby. Moja połowica dostała 45 min na zebranie się do kupy
O dziwo poszło jej to sprawnie w przeciwieństwie do mnie...
Pakując sprzęt cały czas szarpało mnie uczucie, że coś jest nie tak. Przygotowałem zanęty, zebrałem do kupy sprzęt i ruszyłem do samochodu. W drodze cały czas czułem, że coś mi kurcze nie pasuje, ale myślałem, że to pogoda ma na mnie taki wpływ. Po dotarciu na łowisko rozejrzałem się czy są wolne stanowiska i wybrałem miejsce, które uznałem za wystarczająco duże byśmy w 3 się tam pomieścili. Po drodze na wytypowaną miejscówkę doznałem olśnienia ! Zapomniałem zabrać mój mix do koszyka !!! Poirytowany i rozczarowany na samym wstępie dotarłem na miejscówkę... Gorzej to już wybrać nie mogłem
około 1,5m odległości między wodą a choinkami i w tym pasie my mamy siedzieć i łowić
No ale cóż, klamka zapadła... Po rozłożeniu się, skompletowaniu wyżebranych zanętach i kilkudziesięciu curwach rzuconych ze złości w niebo, zabrałem się za rzucanie. Siedząc na krześle podniosłem wędkę nad głowę i .... zahaczyłem o choinkę ! Pomyślałem, że dziś to chyba rozwalę pięścią staw
Na dodatek przemoczyłem zanętę
Za każdym zarzutem musiałem wstawać i maksymalnie zbliżać się do wody, by w bardzo niewygodnej pozycji oddać rzut.
Czas mijał a ja nic nie ochłonąłem wręcz przeciwnie. Po cichu liczyłem jednak ,że niedzielni karpiarze tuż obok zaraz zawiną się do domu. Mijały godziny a ja ciągle bez ryby i jakichkolwiek wskazań
Moi towarzysze zaczęli wyciągać ryby a ja ze złości zaciskałem zęby i udawałem twardego
Moja rudowłosa kobieta poszła w pewnym momencie do sklepu. Odeszła 30m i na jej wędce zameldowała się kolejna ryba. Pomyślałem. że jeszcze chwila i spakuje sprzęt i pójdę do domu pieszo a biada temu kto mnie napotka po drodze
Zbliżała się pora obiadowa i niedzielni karpiarze zawinęli się do domu. Pomyślałem, to jest moja szansa ! Czym prędzej spakowałem swoje graty i przesiadłem się na ich miejsce. Na wędkach moich kompanów trzepały kolejne ryby a ja, jak zbity pies siedziałem w odległości od nich patrząc z pod byka na ich wyniki. Po raz kolejny moja dziewczyna wybrała się na wizytę z pobliskim sklepie. Żeby tradycji stało się za dość na wędce pod jej nieobecność znów zameldowała się ryba ! Tym razem karp... Cały czerwony ze złości podebrałem Rybę i czym prędzej uciekłem na swoje miejsce szukac szansy na nowym stanowisku. Z gamy przynęt próbowałem wszytakich prócz białych robaków do których tego dnia nie miałem kompletnie przekonania. Po chwili obok mnie zameldowali się kolejni wędkarze niedzielni. Pomyślałem, a co mi tam i tak wam nie weźmie nic
Patrząc na ich poczynania zauważyłem że zakładają na haczyk czerwone robaki a za podajnik służyła im sprężyna. Nic w tym dziwnego gdyby nie to że oni nie mieli zanęty i rzucali gołym zestawem do wody...Widząc to zacząłem się śmiać w duchu i pomyślałem że wiekszych idiotów to ja nie widziałem
Czas nadal nieustannie działał na moją niekorzyść kiedy to nagle u sąsiadów (niedzielnych wędkarzy) rozległ się dźwięk sygnalizatora ! Przecierając oczy ze zdumienia widzę jak jeden z nich na zarzucona gołą sprężyna wyciągnął karpia !!! Zamknąłem oczy i powiedziałem do siebie... Co ty kur..a wiesz o łowieniu
Otwieram oczy a tu nagle moja szczytówka szamocze się jak szalona! czym prędzej łapię wędkę w garść i zacinam delikatnie. Poczułem opór i krzyknąłem z radości MAM ! Ludzie z pobliskich stanowisk wstali z miejsc i patrzą co to się uwiesiło na mojej wędce. Po oporze czuć było że ta ryba nie jest wielkich rozmiarów ale z uśmiechem na ustach holowałem jakbym ciągnął rybę życia
Przy brzegu zameldował się 20 cm leszczyk. Pomyślałem, póty życia póki Nadziei i rozochocony łowiłem dalej. Radość szybko zgasła bo jedna jaskółka wiosny nie czyni
Brania się skończyły i stan poprzedni szybko powrócił. Moja dziewczyna zaczęła mi podawać wyniki jakie nasza trójka osiągnęła i nadal byłem ostatni... Prosząc niebiosa o łaskawość czekałem na kolejną rybkę choćby maleńką by nawiązać stan rywalizacji z kolegą. Po raz drugi szczytówka zaczęła szaleć ! Nie myśląc wiele szybko podniosłem wędkę i zacięta ryba zaczęła walkę ! Walka trwała całe 5 sekund gdyż na haku zawitał leszcz . Większy niż poprzednik ale do satysfakcji jeszcze wiele mu dziś brakowało
Czas naszej wyprawy dobiegał końca a zanęta była w podobnym stanie do mojego, czyli na wykończeniu. Zostało jej na ostatnią foremkę. Myślę tylko cud może mnie uratować ! Licząc na znany z wielu filmów happy end rzuciłem ostatnią porcję do wody. Wynik rywalizacji był nastepujący Rudowłosa 4 ryby, kolega 2 i ja 2. Kolega 5 minut wcześniej wyczerpał swoje zapasy zanęty spakował się i zaniósł graty do auta. Wlepiając swój zmęczony wzrok w szczytówkę zauważyłem wskazania i jej delikatny ruch. Przygotowałem się w oczekiwaniu na połknięcie przynęty przez rybę i w napięciu wyczekiwałem chwili. Wskazania ustały a ja już wiedziałem czym że to już po mojej ostatniej szansie. Próbując się wygodnie rozłożyć na fotelu szczytówka zaczęła tańczyć! Czym prędze chwyciłem wędzisko w dłoń i w ostatnie najważniejszej próbie zaciąłem Rybę. Po podholowaniu ją pod Brzeg moim oczom ukazał się ... kolejny leszcz ! Pomyślałem , kur..a w tym sezonie to już 17 leszcz ! Rozczarowanie na mojej twarzy było wymalowane jak "Bitwa pod Grunwaldem" Matejki.
Mam nadzieje że taki wypad już więcej w moim życiu się nie powtórzy