Wiem że w moim kole nie przejdzie pomysł zarybiania linem i karasiem
Dlaczego ?
Bo 90% wędkarzy to tacy którzy łowią 2 tyg po zarybieniu karpiem , do momentu gdy już nie bierze
Bo chcą mięsa i najchętniej to by woleli by bezpośrednio z auta rozdać te ryby a nie wpuszczać, po co się trudzić ? Bo lin i karaś wolno rośnie i za tą kasę ktorą dysponuje koło kupi się mniej niż karpia
Podam taki przykład. Dosłownie 2km od naszej wody jest kompleks stawów hodowlanych, facet hoduje oczywiście karpia i troszkę jazia . Pytam naszego prezesa ( który jest mądrym facetem potrafiącym twardą łapą trzymać w ryzach tą bandę mięsiarzy) - dlaczego jadą po ryby aż pod Zator a nie kupują tu na miejscu ?
Powiedział tak - raz kupiłem i więcej nie kupię. Wszyscy zaraz przylecieli z pretensjami że ryby śmierdzą mułem
Bo te z Zatora są odpite i nie śmierdzą ! Grozili mi nawet że mi wpiepszą za takie ryby ...
Osobiście jestem wywrotowcem . Mam znajomego który też hoduje karpia i po spuszczeniu stawu wyłapujemy z mułu tysiące szt narybku lina który jakimś cudem się tam wyciera . To ciężka praca bo nie dość że w błocie po pas to jeszcze zimno ( połowa listopada). Wpuszczamy nielegalnie ok 50 kg lina palczaka co jesień. Jak na razie nie widzę żadnych efektów . Może wyżera je sum, szczupak ? Tej wiosny złowiłem może z 5 szt takich po 15-20cm...