ten wątek to na początku dziwnej treści był, później nawet to kulinarny, więc chciałbym nawiązać

byłem ostatnio w okolicy Rawicza na miłym klubowym łowisku, a co się tam nałowiłem...

no UK i NL tyle że w Polsce, ale wracając do dziwnych opowieści. Po drodze na łowisko zajechałem do miejscowego sklepu, małego samu, chodzę między półkami, coś tam wrzucę do koszyka, a to kiełbaskę a to piwko, potem znowu piwko

i niespodziewanie, na dziale mięsnym, za szkłem chłodziarki widzę takie cóś, jakieś takie rybki, małe, jak szprotki, ale takie powykręcane, jakby smażone w głębokim oleju, no i nazwa na karteczce z szpilką...."piwoszki". Hmmm, lekko przetarłem oczy, bo już 40-tka minęła dość dawno i niejedno widziałem

ale piwoszek to nie, pomyślałem, piwo już mam, ale piwoszek do tego to nie, więc zwracam się z zapytaniem do młodej sprzedawczyni, przepraszam a te...rybki to co to jest? Ona lekko zmieszana odpowiada, to takie rybki, ja drążę dalej, ale co to za rybki?, ona w odpowiedzi, że nie wiem ale panowie kupują

no a że czas naglił, zbliżał się wieczór, a do łowiska miałem jeszcze parę kilometrów, mówię, to ja poproszę tak z 20 deko. Na łowisku szykuję się do nocki, jest ciepło, lipcowa pora, parno, duszno, miejsce zanęcone, wędkarz z naprzeciwka "zapalił już świetliki", a ja spocony i lekko umęczony rozsiadłem się w końcu w fotelu, z lodówki pojawiło się piwko, patrzę na przyrodę w nieustającym zachwycie i...zaraz, zaraz, przypomniałem sobie o piwoszkach...
