Ech, Mireczku... 
Bart (i ogólnie chłopaki) byliście na Bochemian Rhapsody?
Owszem byłem i powiem ci że film jest bardzo dobry ale nie dla fana queen , ponieważ został zrobiony troszkę po łebkach . Ja oczekiwałem troszkę więcej ciekawostek na temat Freddiego których niestety jest bardzo mało oraz nie do końca są dobrze poukładane w czasie .Natomiast jeśli chodzi o muzykę , sceny oraz klimat to powiem szczerze że jest petarda . Cala sala oglądających raz płacze a raz uśmiecha się od ucha do ucha . Nawet moja zonka która tylko od czasu do czasu słucha queen wyszła z kina cala rozmazna i właśnie myślę że ten film jest skierowany do takich osób bo dzięki niemu mogą dowiedzieć się coś więcej na temat magicznej muzyki Queen
Mnie pierwsza połowa trochę znudziła, druga to już petarda. Bardzo byłem zawiedziony, że nie pociągnięto całości aż do śmierci Freddiego. A wzruszenie trzymało mnie po filmie przez blisko dobę.
Film na duży plus, choć miał swoje minusy.
Najbardziej w tego typu produkcjach (o zespołach czy muzykach) wkurza mnie pokazanie, jak powstaje muzyka. Ot, stuk-puk, 5 minut i mamy utwór jak na płycie. Ja zagram tak, ty tutaj zaśpiewaj, teraz solówka... gotowe.
Aha, z Maya to skórę zdarli. Skubany był identyczny!