Ja może wspomnę jak to wygląda od strony zgłoszenia.
Przyjeżdżamy na miejsce, spisujemy świadków, sprawcę wykroczenia również, potem jest dokumentacja fotograficzna, metrem mierzymy średnicę pnia, i pełen zestaw dokumentów wysyłamy do wydziału ekologii w urzędzie miejskim.
Jeśli jest to działka miejska to miasto może ukarać kogoś droga administracyjną za wycinkę bez zgody zarządcy, mało tego, drugą sprawą jest ocena jakie to drzewo, oraz ustalenie jego wartości.
Wartość kary może iść w tysiące jeśli się okaże, że drzewo było jakimś rzadkim gatunkiem, i podlega na przykład szczególnej ochronie.
W przypadku krzewów lub innych roślin wodnych, to jeśli nie ma żadnych szczególnych okoliczności, a roślinność jest z gatunku tych pospolitych, wtedy w przypadku braku zgody zarządcy na ingerencję w zielone, kara może wynieść od 50 do 500 w drodze MKK (144 kw).
W pierwszym przypadku miasto przekazuje sprawę do dalszych czynności lasom państwowym, jeśli się okaże, że to oni są władni działać na danej działce.
Lasy Państwowe oczywiście różniez mogą ukarać sprawcę i na 99% to zrobią. Nawet za głupia brzozę, która przy najbliższej wichurze powaliłby wiatr, można dostać działę.
Słowem: nie warto.
P. S. Znam sytuację gdy ktoś się zapędził z piłą spalinową do lasu i jeszcze dostał działkę z art. 165 kw mówiący o płoszeniu dziko żyjących zwierząt. Choć tu akurat idzie się wybronić, ale nie przyjemności mogą być.