Dzisiejszy wypad okazał się kolejną ciszą... Obiecałem sobie, że nie będę zmieniał taktyki i tak też było - wierny methodzie aż do ostatnich minut. Wcześniejsza wyprawa zakończyła się tradycyjnym zestawem helikopterowym, teraz było inaczej. Na wodzie byłem już o 5:00. Obok mojego stanowiska stacjonowała jednostka NASA z bardzo wygodnym namiotem i systemami lokalizacyjno-nęcącymi (echosonda deeper i łódka do nęcenia). Już o 5:17 zdecydowany i bardzo obiecujący odjazd u towarzysza broni i karp 7,75 kg. Ucieszyłem się i zdecydowałem się ostro wziąć do pracy. Pierwszy zestaw to Drennan Red Range Method Feeder 10 ft z koszykiem small 15 g z amortyzatorem z kulkami Mainlina 10 mm Tutti Frutti i Drennan PopUps 8 mm Fruti Fish. Drugi zestaw Korum Feeder Rod 10 ft z koszykiem small Dura Banjo z Sonubaists 8 mm pikantna kiełbasa. Jako zanęta zastosowałem mieszankę pellety 2 mm:
- Czerony Halibut Lorpio 20%
- Czarny Halibut Lorpio 20%
- Method Basic Lorpio 20%
- Pikanta kiełbasa Sonubaits 20%
- Dwie puszki konopii
oraz 20% zanęta Dark Method Mix z Sonubaitsa. Zestawy poleciały na początek po prawej stronie równolegle do obiecująco wyglądającego pasa trzcin gdzie widziałem wcześniej bomblowanie. Po godzinie 6:00 już było nas 6 na brzegu. U wszystkich panowała cisza... Towarzysze broni stosowali robaki, białe robaki, kukurydze, pęczak, chleb, groch i wszyscy święci. Nic nie pomagało. Zestawy przerzucałem co 20-25 minut. Później na włos lądowały kulki z Bait Techa 10 mm oraz pellety z Sonu wszystkie dostępne 8 mm. Później Past Pellet z Browninga, które posiadam ale również nic to nie przyniosło. Na brzegach było widać ruszające się ostro trzciny (docierała się płoć) i notoryczne bomblowanie. Wybiła godzina 8:00 przybyli kolejni towarzysze broni z dwoma 5 litrowymi wiaderkami. Postanowili rozbić obóz w wolnym miejscu gdzieś na godzinę 10-tą od mojego stanowiska. Okazały się, że były one pełne... orzechów tygrysich, konopi, kukurydzy i grochu... Nagle jak grom z jasnego nieba woda została zbombardowana przez moździerz spombów i już po 30 minutach wiaderka były puste......... Wybiła godzina 9:00 i w uszach słychać było tylko głos trznadli, potrzosów i trzciniaków, żadnego znajomego głosu sygnalizatora - ale nie w oddali słychać znajome kur***a, no ja pier***le, niech te wszystkie ryby c***j strzeli. Słuchałem i słuchałem jednak zbyt dłuży natłok określeń, metafor, porównań i przenośni spowodował, że przypomniało mi się, że mam nowe radyjko z C*****ra za 14,99 zł oo jak pięknie grało jak za 35,99 zł. Po godzinie wyczerpały się baterię, bo wziąłem pierwsze lepsze w domu w dniu kiedy kupiłem, aby sprawdzić czy działają i zapomniałem zmienić na pełne. Była godzina już prawie przed 11:00 i żołnierze z desantu naziemnego zwinęli się tak szybko jak szybko opróżniły się ich wiaderka. Z oddali widzę napierającego jak torpeda z turystycznym leżaczkiem wędkarza, któremu aż ślinka ciekła na myśl o wcześniej pięknie zanęconym miejscu i nieskończonych pokładach patelniowych okazów, bowiem wykupił jegomość przede mną dniówkę z możliwością wzięcia ryb do 3 kg wagi. Byłem tuż za nim i gospodarz z góry wiedział, że ja na sportowo i z uniesionym głosem zaintonował ooo sportowo no takich to szanuje. Wcześniej omawiany jegomość obejrzał się znacząco w moją stronę i rzekł: nie bierzesz ryb?! To po co Ci tyle walizek.. Uśmiechnąłem się tylko i życzyłem połamania. No więc napierał on na zanęcone stanowisko, szybko rozłożył siedzisko i z zadowoleniem oznajmił, że zaczął właśnie łowić na poważnie. Byłą już 13 i na wodzie nadal nic się nie działo. Kompletnie u nikogo. Człowiek z wcześniej omawianej stacji NASA wyszedł mi na przeciw i urządziliśmy ciekawą pogawędkę. Podzielił się ciekawym faktem, że jest tu od 3 nocek i jak z zegarkiem w ręku codziennie rano około godziny 5:15 ma odjazd i ląduje karpik. Niestety tylko jeden a noc to kompletna cisza - aż zaniepokojony zaglądał czy sygnalizatory jeszcze działają i się nie wyczerpały skoro nie dają znaku życia. Tematy późniejsze nawiązywały do zachowań kolegów, którzy nie zawsze etycznie zachowują się na rybach a więc tematy mało wygodne przede wszystkim śmieci, śmieci, śmieci które od 1 maja znów zaczęły walać się wszędzie. Tak więc wypad zakończył się niepolitycznym wynikiem. Dosłownie nikt nie łowił i nikt nie zameldował, żadnej ryby na swoim zestawie oprócz karpia o 5:17.
Taka wizyta nad wodą jak ta powoduje mieszane uczucia, mimo wielu starań, kombinowania z przynętami, które przeważnie stanowią pewny sukces na wielu łowiskach również zawiodły. Człowiek zaczyna myśleć, że na co te inwestycje, odkładanie i sknerstwo szeroko pojęte, aby kupić coś nowego. Rozprawianie nad tym czy dalej warto inwestować, czy może umiejętności nie te ale w końcu to już 20 lat nad wodą więc czegoś człowieku się nauczyłeś, przez obserwacje, błędy i rady swojego taty. I na to wszystko stwierdzam, że warto kupować, warto inwestować, warto się starać bo to wszystko to wędkarstwo, bo to wszystko to pasja.