Tego lata moja rzeczna strategia oparta jest o groch i ciasto z manny. Jedna wędka, przystawka ze spławikiem. Mniej więcej 2/3 czasu przynętą jest groch, reszta ciasto. Ciasto jest selektywne - hak nr 6, na nim gula wielkości mirabelki. Groch daję na haku 10, przypon trochę krótszy niż przy cieście. Nęcę jedno miejsce na wprost, drugie jakieś 5-7 metrów w dół rzeki. Zaczynam od grochu - kilka strzałów z procy i czekam na klenia. Około 6.00 pod brzeg podchodzą leszcze, często widać zbliżające się spławy. Wrzucam wtedy kilka kawałków ciasta i przez jakieś 45 minut łowię tylko na nie. Czasem jest okazja rzucić niemal w miejsce spławienia ryby i to praktycznie gwarancja brania. Potem znów groch i polowanie na klenia, do godziny 8.00. W tym czasie co kilkanaście minut donęcam, po jednej procy grochem w obydwa miejsca nęcenia. Między 8 a 9 jest z reguły plaża, martwa woda. Próbuję obrzucać wtedy różne miejsca na skraju i poza polem nęcenia, czasem wpada drobnica kleniowo-jaziowa. O 9.00 znów zbliżają się leszcze i powtarzam manewr z ciastem z godziny 6. W tym roku lepsze wyniki jednak mam w porze wcześniejszej. Potem znowu groszek i przed 11 się zwijam. Jak wytrwam do 12 (w upały dość trudne), znów jest szansa na większą rybę.
Łowisko jest płytkie - przy niskim stanie wody 1-1,2 metra. Po wyholowaniu większej sztuki trzeba odczekać trochę zanim będzie kolejne branie.
Przeważnie na 5 godzinną sesję idzie słoiczek 0,4-0,5 litra grochu - nie wiem czy nie przekarmiam trochę towarzystwa?