Jako podrostek byłem świadkiem 2 "niesamowitych" połowów oraz sam złowiłem nietypowy okaz.
Na rozlewisku rzeczki,dość wczesną wiosną wędkowałem z kumplem,po pewnym czasie dołączył do nas jego ojciec. Tak się złożyło ,że miał dość grubą żyłkę i łowił na spławiczek,żyłka oczywiście pływała w najlepsze,tak samo jak i kilka łabędzi,które zwęszyły żarcie - wrzucaną do wody zanętę.
Skończyło się tak,że wielki samiec zaplątał się nogami w żyłkę i rozpoczął się "hol" . Jajca były niezłe,zwłaszcza gdy nad wodą pojawili się kolejni wędkarze,a łabędź zaczął "startować"
Skończyło się przecięciem żyłki,bo hol powietrzny był dość trudny

Aczkolwiek ojciec kumpla miał żyłę 0,30, czy nawet lepiej,więc były szanse wyholować okaza

Drugi przypadek to spinningowanie z tymże samym kolegą. Szliśmy brzegiem,potem odcinkiem plaży.Czasem zaatakował jakiś okonek na obrotóweczkę. Jedno z "brań" (do dziś kumpel twierdzi,że było pobicie) skończyło się dziwnym holem,a zdobyczą była sama głowa sandacza. Na dodatek wyglądała całkiem "świeżo" i nabijałem się dłuższy czas z kumpla,że za ostro zacina

Moja historia jest dość krótka.Po ściągnięciu zestawu i nałożeniu na haczyk kawałka bułeczki,odłożyłem zestaw na ziemię, na moment.Chyba chciałem wytrzeć ręce przed rzutem,nie pamiętam dokładnie. Podniosłem wędkę, a na haku... chomik
Zabawne to to było,ale tylko do chwili, gdy trzeba było zwierze jakoś usunąć z haka
Generalnie chomik to może i jakiś szkodnik,ale przykra była sprawa.Mam nadzieję,że futrzak przeżył,bo rany nie miał zbyt poważnej.
W każdym razie po kilku dniach okazało się w domu,że w plecaku miałem jeszcze 2 futrzastych pasażerów. Nimi zajął się jednak pies .
Bardzo uważałem przy kolejnych wypadach na te łowisko,bo nad wyraz dużo było tam tych gryzoni.