Ok, tak wyglądają te gumeczki chińskie. Jest ich tam przynajmniej sto. Starczy na całe życie.

Zakładamy je po zarzuceniu w interesujące nas miejsce - jak żyłkę na klip. Nie ma znaczenia czy kabłąk kołowrotka jest wtedy otwarty.

Następnie zakładamy taką gumeczkę na klip.

I potem, gdy ryba wyciąga nam żyłkę, zatrzymuje się ona nie na klipie, tylko na naszej gumeczce.

Możemy spokojnie dalej z nią walczyć, aż ta gumeczka pęknie (lub nie) albo po prostu pociągnąć lekko za żyłkę główną (pomagając rybie) i wtedy zrywamy gumeczkę i gramy dalej.
Żyłkę normalnie zwijamy po zaklipowaniu na tę gumeczkę. W niczym ona nie przeszkadza w kolejnych zarzutach. Gdy przyjeżdżamy na inne łowisko, a mamy zaklipowaną żyłkę na kołowrotku, najpierw musimy rzucić, żeby ją zdjąć. Tutaj nie. Wystarczy przeciąć gumeczkę i możemy sobie rzucać w inne miejsce, a jej resztki przy zarzuceniu spadną.
Rzucałem koszyczkiem dużym 40 g pełnym zanęty. Ważył na pewno dużo więcej niż podajnik 40 g z zanętą. Myślę, że przy miękkiej szczytówce i umiejętnym rzucie nawet podajnik mega ESP nie zerwie tej gumeczki. A nawet jeśli, można założyć dwie.