Oddzieliłem wiadomości o śmieceniu do nowego wątku, bo wydaje mi się, że to ważna sprawa, zasługująca na odrębne potraktowanie.
Dla mnie też śmieci są czymś najgorszym.
Kiedy aktywnie udzielałem się w SSR, moje główne działania skupiały się właśnie na terroryzowaniu śmiecących. Nie widziałem potrzeby upominania wędkujących bez karty małolatów. Ścigałem głównie śmiecących. Pewnych moich zachowań obecnie mi wstyd. Miałem wtedy niewiele ponad 20 lat. Tępiłem wszystkich: śmiecących wędkarzy, turystów, plażowiczów
A jakże się uradowałem, kiedy w RAPRNW pojawił się nowy zapis mówiący o tym, że każdy wędkarz zobowiązany jest zachować porządek w promieniu 5 metrów bez względu na stan, jaki zastał po przybyciu na łowisko!
Dziś, mój gniew jest równie silny. Jedynie opanowanie i autokontrola z pewnością większe.
Z worków, które zakładałem przy drzewach, śmieci były wysypywane, a worki zabierane (sprawcy - ludzie starsi zbierający puszki, dla których dobrej jakości worek był ciekawą zdobyczą).
Założone metalowe kubły skończyły w wodzie (sprawcy - niewyżyta młodzież).
Dziś obserwuję kto śmieci. Niejednokrotnie nie posądzilibyście tych ludzi o śmiecenie. Zwykli wędkarze przyjeżdżający nad wodę średniej klasy samochodami, wędkujący średniej klasy sprzętem. W kontakcie mili, zwyczajni ludzie.
Stworzyłem sobie w telefonie kolekcję zdjęć ich samochodów.
Kiedyś myślałem, żeby stworzyć stronę ze zdjęciami takich osób. Może by się przyjęła i wszyscy by zaczęli cykać sobie zdjęcia i wstawiać na stronę. Brzmi niezbyt zdrowo - wiem.
Niestety, taki mamy poziom społeczeństwa, choć dla mnie to nie społeczeństwo, tylko wyjątkowo prymitywna zwierzyna.
W UK jest chyba jeszcze gorzej. Tam młodzież jest już całkiem nietykalna.
Może jedynie służby odpowiadające za porządkowanie tego syfu są bardziej rozwinięte niż u nas.
Byłem kiedyś w Austrii - tam jest wręcz sterylnie. Ludzie zbierają papierki na ulicy. W pensjonacie buty musiałem zostawiać na podstawce przed wejściem do swojego pokoju. Zaś przed moim oknem małżeństwo porządkowało ogródek - linijką odmierzali szerokość ścieżek. Facet, który w sąsiednim domu kładł właścicielowi papę na garażowym dachu, miał ze sobą malutką popielniczkę w kieszeni i w niej gasił papierosy. Papę kładł chyba z tydzień