To ja robię inaczej. Zgniatam lekko i mam samozacięcie. Ale tak to robię, żeby za każdym razem ryba od razu też wyciągnęła krętlik z podajnika.
Pamiętam jak rok temu męczyłem się ze spinkami. Czasem spiętych było 8 na 10 ryb. Kombinowałem żyłka-plecionka, długość przyponu, długość włosa, rozmiar haka, czułość hamulca... stanie przodem i tyłem do wody, na jednej nodze... no nic nie pomagało. Dopiero uwolnienie przyponu z podajnika sprawiło, że spinki znikły jak zły sen.
Przytaknę Michałowi.
Mam dopiero 1 sezon z metodą za sobą, a jednak też szybko do takiego wniosku doszedłem.
Stąd dla mnie lepszym wyborem są podajniki z Prestona, w których oryginalny łącznik siedzi na tyle mocno by doszło do samozacięcia ryby, a jednak na tyle słabo, by zacięta ryba odpłynęła z wbitym hakiem, pozostawiając wypięty z łącznika podajnik na dnie.
W Drennanach łącznik siedzi zbyt mocno w podajniku i rzadko się z niego wypina. Zapewne można co nieco pokombinować i poprzerabiać, ale może za wygodny na to jestem?
Być może wiele zależy od wody, od poławianych gatunków ?
Moje spostrzeżenia dają efekty na "moich" wodach w każdym razie.
Co ciekawe, "puste" brania i spinki zaliczałem przy podajniku zupełnie przelotowym, jak i takim na "stałe" (w tym wypadku drennan z oryginalnym łącznikiem), a co jeszcze ciekawsze na hakach z zadziorem także.