No i wczoraj znowu bez ryby. Na całym zbiorniku nawet brania. Śmiesznie to trochę wygląda, bo co chwilę przejeżdża jakieś auto albo ktoś na skuterku i pytanie do kilku osób: ruszyło już?
Dziwny zbiornik. Moja pierwsza wiosna na nim...
Przyjechałem, rozstawiłem się, zanęty przygotowane. Spomb do ręki i nęcimy. Drugi rzut, pstryk i spomb leci w siną dal... Zgroza, wiatr ode mnie i znosi go na środek zbiornika. No nie ma rady, mogę go tylko obserwować, póki z oczu nie zniknie. A przy zarzucaniu jakoś tak sprytnie żyłka się ułożyła, że zahaczyła o klips na szpuli...
Porozmawiałem sobie z bardzo sympatycznym panem po 50. I niestety... dam w punktach:
1. "Ja to po raz pierwszy w tym roku nie wykupuję karty. W dupie, panie. Wszędzie pusto, Zegrze puste. Wie pan, kiedy wykupię? Jak będzie jedna składka na cały kraj. Bo to jest POLSKI związek wędkarski, nie MAZOWIECKI!
2. Na Zegrzu pusto. Mam kolegę, który jest zapalonym wędkarzem i ma tam działkę. Teraz to nawet wędek nie bierze jak tam jedzie. Od kilku lat łowił jakieś leszczyki i krąpiki i dał sobie spokój. Ja tam na troling jeździłem, to wiele lat temu było co łowić, teraz nic. Mój kolega kilka lat temu cały dzień pływał i nic, a jak wracał to pod mostem trafił sandacza 104 cm! Ale... on go wypuścił. Taki człowiek. (Chyba sobie wy tym momencie przypomniał, jak powiedziałem, że ja do PZW wrócę, jak będzie nokill w okolicy)... To znaczy dobrze zrobił! Tylko po co? Jak go kto inny zabierze?
3. Jak już się robi cieplej, to ja nad wodą jestem codziennie. Jak nie mam czasu to wpadam po pracy na 2 h na trupka na sandacza. Co drugi wyjazd coś wymiarowego trafię.
4. Mam kilku znajomych co się zrzucają po 1000 zł i dzierżawią sobie parę kilometrów Wisły. Oni to mówią: "wtedy nie musimy się z wędkami pieprzyć. Bierzemy siatę i łowimy. I jeszcze karty możemy sprawdzać!". Widzi pan? A tysiąc złoty to z 10 wyjazdów na troling na Zegrze. I po co to się pieprzyć? Można wydzierżawić i siecią sobie łowić.
I powiedzcie mi, jak tu człowiek ma się nie załamać. To był bardzo sympatyczny facet. Widać, że nie jakiś ćwierćwałek.
Coraz bardziej wygląda mi na to, że jestem w tym stowarzyszeniu jedyną osobą, która przyjeżdża na ryby. Reszta czeka, aż mięso ruszy...
Edit: Byłbym zapomniał. Po łowieniu pojechałem na drugą stronę zbiornika, tak mniej więcej jak spomb płynął. Pytam ludzi, czy coś widzieli. Nikt nic. Ale jestem pewien, że tutaj przypłynął. Poszedłem na drugą stronę, żeby obejrzeć trzciny od tej strony, a on tam na mnie czeka na pustym brzegu
Myślałem, że będę musiał włazić do zimnej wody, a tu taka miła niespodzianka na koniec