Wczoraj z Maciejem, czyli Fishą, forumowym masterem od jesiotra, odwiedziliśmy łowisko "Pod Lasem", na obrzeżach Rybnika.
Maciek chwalił wodę za ładne leszcze, jakie udało mu się już wielokrotnie złowić. Ja z kolei łaknę spotkania z przyzwoitą łopatą
Poza tym, muszę dodać, że łowisko jest całkiem przyjemne. Czysto, schludnie, bez zgiełku miasta, bez ogromu pojazdów, gapiów. Nie ma bazy komercyjnej, czyli koników, karuzeli, budki z piwem etc. To zapewne też sprawia, że wodę odwiedzają głównie wędkarze. W pobliżu nas była większa grupa ludzi z dziećmi, przy okazji biwakująca i łowiąca, ale było ok, nie byli uciążliwi. Sądzę, że jeszcze odwiedzę tą wodę. Mam ok 60km, ale dojazd znakomity, spod domu kilka kilometrów do A1, następnie pierwszy zjazd na Rybnik, ok 10km boczną drogą i już łowisko. Jadąc spokojnie, bez piracenia, można w 45min dojechać.
Co do wyników, to ... cóż
Od godziny 6 do 17-tej kilka rybek
Sądzę, że wczorajsze warunki pogodowe/ ciśnieniowe miały znaczenie. Ranek był dość chłodny, w niektórych miejscach, podczas podróży na łowisko, termometr pokazywał 8 stopni. W ciągu dnia robiło się jednakże coraz cieplej, słońce ładnie świeciło i grzało.
Niedługo po rozłożeniu się nad wodą, złowiliśmy po małym karpiku, chyba poniżej 30cm
Później spora przerwa (bodaj okolice południa?) i Maciek zaczął trzepać jesiotry
Ja nie wiem jak on to robi
Złowił 2 sztuki pod rząd, kilka godz. później jeszcze jednego. Mówił, że zmieni nick na forum, być może na "paskudny master", a może Gepetto
Moja sytuacja była wciąż dramatyczna.
Miedzy 13 a 14 Maciek odpalił grilla- jednorazówkę. Grill okazał się całkiem sprawny, czym byłem zaskoczony, bo wcześniejsze jednorazówki, które przeszły przez moje ręce, to była jakaś porażka.
Były więc kiełbaski, sałateczki, ogóreczki... Tak się nażarłem, że ciężko było się ruszać i oczka zaczęły się kleić. Nieco mi się film urwał
Ocknąłem się, gdy Maciek coś do mnie wołał/pytał... Zaczęło się znów łowienie. Nowy zestaw na nowy kijek, bardzo dalekie rzuty i skusił się karpik ok 60cm. Żwawy, silny, w dobrej kondycji.
Niewiele później, może ok godziny, na wędkę zarzucaną bliżej, wziął pinokio, niewiele ponad 90cm. Później kolejna przerwa w braniach, a że godzina późna, zacząłem się zwijać. Maciek jeszcze został, ale chyba nie poszalał, bo nie dzwonił, nie pisał, nie chwalił się
Podsumowując. Wypad był, mimo niechęci ryb, bardzo udany. Maciek to człowiek, którego nie da się nie lubić. Były więc śmiechy, żarciki, opowiastki, grill, biesiada, wspomnienia
Kilka rybek udało się złowić, kilka przynęt i zanęt sprawdzić, aczkolwiek w tych warunkach, testy nie są miarodajne. Ja połowiłem praktycznie tylko na pikantną, zarówno na włosie, jak i w podajniku. Nowy kijek pokazał co potrafi, moc drzemie w nim spora, przy czym nie jest pałowaty, ani też kluchowaty. Naprawdę niezły potencjał rzutowy
Jak później mówił właściciel, byliśmy jedyni tego dnia, którzy cokolwiek połowili. Łowisko w porządku, z potencjałem, różnej ciekawe gatunki do złowienia. Właściciel chwalił się, że dopiero co wpuścił 20szt karpiszonów "dwudziestek", uuuu...
Także dziękuję Maćkowi za gościnę! Było nad wyraz przyjemnie, zdecydowanie trzeba to powtórzyć
Mam nadzieję, że Maciej uzupełni relację i wstawi też jakąś foteczkę.