Wczoraj jednak nie wytrzymałem i pojechałem, mimo zapowiadanej ulewy.
No i padało non stop. Siedziałem w deszczu od 17 do 21. Parasol spisał się świetnie, nie ma co, można tak łowić. Ale... Tam są gliniaste brzegi. Ja pierdzielę... potem pokrowiec, nogi fotela, spód torby... wszystko jak w jakiejś rozwodnionej psiej srace
Dobrze, że mam garaż. Wszystko wywaliłem na podłogę i schnie do teraz, a sraka nadal wilgotna i się lepi. Gdybym mieszkał w bloku, byłaby to moja ostatnia wyprawa na ryby w deszcz.
Wyniki - kilka leszczyków, ale nie o to chodzi. Ważne, że będę sobie jeździł niezależnie od opadów.