Szczęście to ważne zjawisko, bo bywa i czasami pomaga. Ale jeżeli ktoś nie potrafi z tego skorzystać, to wygra konsekwentny i pracowity (w sumie to samo, chyba że ktoś konsekwentnie unika roboty, co też jest jakąś pracą).
Zawodów nie wygrywa się szczęściem w losowaniu, sprzętem, super zanętą. Zawody wygrywa się obłowieniem, znajomością wody i zachowań ryb w danym zbiorniku na zawodach (a nie wtedy, gdy łowi się samemu), umiejętnością dostosowania się do warunków na łowisku, przy czym nie piszę tu o stromych skarpach, ale np. o nagłej zmianie kierunku wiatru, wzroście poziomu rzeki, wejście drapieżnika, bądź uklei w łowisko itp... Zanęta pomaga i to bardzo, jest prawie równorzędnym czynnikiem (bo można ściągnąć koledze rybę ze stanowiska obok albo i dalej), ale trzeba umieć jej używać i dostosować taktykę nęcenia do warunków. Sprzęt z kolei ma pomagać, nie przeszkadzać, ale bez przesady - lepszy jest stary obłowiony spławik, niż nigdy nie testowana nowość. Do tego dochodzi technika, umiejętność czy to prowadzenia zestawu, czy też celnego zarzucania... A gdzie wiedza o tym, jak prawidłowo montować zestawy w zależności od warunków?
Większość tych kwestii rozwiązuje się sama, gdy człowiek jest obłowiony pod kątem zawodów. A to kosztuje, więcej niż cud zanęta
