Czasem jak tak sobie usiądę to tak mnie nachodzi

Trwaj chwilo, trwaj!
Nareszcie na wymarzonym urlopie. I to gdzie ? Prastara puszcza, 4 jeziora w zasięgu ręki i ten spokój, brak zgiełku, pośpiechu, zgiełku, pośpiechu... Cisza. Można usłyszeć własne myśli; przebudził się pierwszej nocy i nie wierzył, że może być tak cicho, że ciemno może być tak, że nie można dostrzec nawet konturów czegokolwiek w pokoju. że nie słychać żadnych pomruków zgiełku miasta, że nie ma żadnej poświaty, że, że, że.... Kojąco.
Wieczorem nie mógł zasnąć po tym, jak zobaczył linisko przyniesione przez bratanka gospodarza; 3,5 kg ciemnooliwkowego prosiaka.
Złowione na ziemniaka, metr od brzegu.
Wcześniej warunki połowu w tym miejscu trochę go zniechęcały; co prawda wody na ok. 4m ale dno miękkie o grubości ok. 6m ! Woda ciemna, skrajnie nieprzezroczysta, no i dostęp do brzegu poprzez trzęsawisko. Ale teraz to co innego, cały wieczór nie mógł przestać snuć marzenia ani pózniej zasnąć. Wstał o 2.30 zabrał ziemniaki, sprzęt i po cichutku wyszedł na podwórze. Za chwile był już nad jeziorkiem. Niebo było bezchmurne, księżyc świecił, nie było problemu z trafieniem po chybotliwej kładce na pomościk przygotowany dla gości przez gospodarza. Podkradł się cichutko i drżącymi z emocji rękoma wrzucił do wody 3 garści rozdrobnionych ziemniaków, zarzucił przystawkę i w absolutnej ciszy przykucnął na krzesełku. Uwielbiał te nocne wędkarskie wyprawy. Niezapomniany widok świetlika spławika, czy szczytówki. .... Siedział tak w bezruchu, w sercu prastarego matecznika i chłonął tą ciszę. Nad powierzchnią wody unosił
się opar, bardziej go czuł niż widział bo lekki wietrzyk muskał go nim po twarzy. Nagle usłyszał ciche piii,piii - to zapewne raniuszki, najwcześniejsze ze skrzydlatych mieszkańców lasu dawały znać o swojej obecności. Zaraz inni uczestnicy koncertu witającego dzień zaczną się stroić ... Powolutku dniało. Uwielbiał te chwile w swych nocnych wyprawach, właśnie to zaranie dnia. Najcudowniejsze momenty. A tutaj jeszcze prastara puszcza, sosny takie, że dobrze trzeba zadzierać głowę aby dojrzeć czubek. Chłonął to wszystko całym sobą czując, jak jednoczy się tętnem pierwotnego życia. Co za wspaniałe chwile ! Trwaj chwilo, trwaj .... Boże, Ty to wszystko nam dałeś a co myśmy z tym zrobili ?
Nagle kątem oka zauważa lekkie przesunięcie się spławika. Kładzie dłoń na wędce, spławik powoli wraca na swoje miejsce i znów zaczyna się przesuwać, tym razem szybciej. Na haczyku spory kawałek ziemniaka, więc postanawia zaczekać z zacięciem. Jest mu bardzo niewygodnie, bo zle położył wędkę a boi się ruszyć, spławik przecież tuż, tuż. Od pół godziny nic się nie dzieje, postanawia powolutku poprawić się na krzesełku i prostuje obolałe plecy. To co nastąpiło potem zapamięta na zawsze - potężny gejzer wody wybucha przed nim tak, że serce podskakuje do gardła. Osłupiały, skamieniały, ociera popryskaną twarz i patrzy na kręgi rozchodzące
się po powierzchni. Co to było ? Czyżby, jakiś głupi dowcip kogoś kto w ten sposób postanowił się rozerwać ? Ale nie ma nikogo....
Gospodarz wyjaśnił mu, że to musiał być bóbr, który przestraszony - walnął ogonem o wodę....
Posejnele, 2012, jezioro Świerszczań.