kshell66 a możesz przytoczyć dokładne brzmienie tego punktu regulaminu - łatwiej będzie się wypowiedzieć.
Jak będę na zbiorniku to postaram się dokładnie zacytować ten zakaz.
Teraz rodzi się kolejne pytanie - czy zdrowszy dla ryb jest prawdziwy chleb czy sztuczny ( np tostowy) ?
Niestety tego nie wiemy ale można się domyślać że naturalnie sfermentowane ciasto przy pomocy drożdży powinno być zdrowsze niż te wszystkie spulchniacze i polepszacze . Skoro chleb tostowy może leżeć w temperaturze pokojowej miesiąc i nie zepsuje się - świadczy to o tym że nie chcą się na nim namnożyć bakterie czy grzyby czyli jeśli człowiek zje taki chleb to on wybije częściowo naturalną zdrową florę bakteryjną w jelitach - a to już zdrowe nie jest. Podobnie zareagują też ryby karpiowate i inne roślinożerne . Innymi słowy prawidłowe trawienie i odporność organizmu zależą od zdrowej flory bakteryjnej przewodu pokarmowego .
Trochę mi rozjaśniłeś. Ja cały czas myślałem, że głównym niebezpieczeństwem jest zakwas z którego chleb jest wykonywany. W dodatku jak go (starzy) wędkarze namaczają i wrzucają pulpę do wody tworzy się chmura której ryby nie przerobią i wydawało mi się ona głównie zakwasza wodę. Z kolei chleb tostowy z racji posiadania konserwantów może dłużej zalegać na dnie i jest większa szansa, że ryby lub inne zwierzęta go przerobią. Nie myślałem, że im szkodzi. Ale z tego wynika, że szkodzi tak samo jak np. kulki proteinowe i pewnie niektóre pellety bo te też posiadają konserwanty.
Ja bym zakaz olał...
Ale jak? Wiesz jak to wygląda w praktyce w PL. Przychodzi kontrola, widzi woreczek z chlebem, chleb to chleb i po temacie. Wiecie jak wyglądają rozmowy z SSR? Bardzo szanuję ich pracę, cieszę się, że są ale jakiekolwiek rozmowy "logiczne", tak jak tu na forum rozmawiamy nie mają z nimi w ogóle sensu.
Mogę mówić że mam zmieloną bułkę, nawilżone pieczywko fluo albo, że jest to zanęta którą kupuję od faceta który takie robi i nie wiem dokładnie co jest w składzie. Tylko po co tak błaznować?
Bezsensowny zakaz
Sytuacja z wczoraj:
Siedzę z kolegą na rybkach pierwszy raz w tym sezonie. On był od rana ja dojechałem popołudniu. Wędkarz na wędkarzu bo biorą karpie zarybieniowe z jesieni. Wszyscy jadą na ciężko, ja koszyczki najmniejsze jakie znalazłem chyba 4x1,5x2,5 cm a drugi koszyczek do białych robaków i się czaję czy wrzucać ten mój chlebek. A był piękny.
Nagle idzie wędkarz, znajomy mówi, że ten wędkarz był już rano złapał karpia i pojechał, a na jego miejsce zaraz usiadł drugi. Aha limit 1szt. karpia. Przychodzi ten co był rano do tego co go zamienił i mówi głośno "zamiana". Ten co obok siedział się zwija, a ten co przyszedł już podpórki wbija w te same dziury. Chwila moment i leci do wody zestaw zanętą - nabite wielkości dużej pomarańczy! Poważnie. W tamtym tygodniu dopiero lód zszedł a tu takie ilości. Do tego rzucił na wprost nas i głupio pyta czy przerzucił. Jak mu zwrócimy uwagę to nabije następną kulę i drugi raz rzuci i już po rybach.
Kto w tym przypadku bardziej rybom szkodzi tego nie wiem natomiast wiem który z nas miałby nieprzyjemności w razie kontroli

Chleb, pet z papierosa, ogryzek z jabłka, nawóz z pola, szambo z posesji cieknące rowem melioracyjnym - wszystko co wrzucimy do wody powoduje jej eutrofizację, a ta przede wszystkim powoduje braki tlenowe w wodzie - a jak wiadomo - ryba bez tlenu długo nie żyje
Więc ów nadmiar "chleba" w wodzie ma bezpośredni wpływ na zamianę zbiornika w pustynię, w przyszłości.
Ale to dotyczy praktycznie każdej zanęty więc jeśli z wodą jest problem powinien być całkowity zakaz nęcenia. Łowiłem kiedyś na takiej wodzie w Niemczech.