Moje taktyki połowu. Przy połowie lina zwracam uwagę na kilka czynników. Uważam że najważniejsza jest lokalizacja, spokój na łowisku i właściwa pogoda (czytaj temperatura oraz nasilenie wiatrów ).
Gdy wszystkie one są dla nas korzystne to zachowując wszelkie zasady sztuki wędkarskiej – dobra prezentacja przynęty, dobrze skonstruowany zestaw, szanse na złowienie lina są dość wysokie.
Na koniec warunek niezbędny, wręcz konieczny. W łowisku muszą być ryby, a z tym w ostatnich czasach jest coraz gorzej.
Jeśli chodzi o lokalizację dobrze jest, gdy wiemy, że w danej miejscówce łowione były już ryby. Miejscówce w ujęciu ścisłym, nie chodzi mi tu o cały akwen. Gdy sami złowimy lina, a najlepiej dwa, to wtedy wiem, że warto w to miejsce powracać i to sezon po sezonie.
Bywa bowiem tak, że liny wybierają jakiś szczególny fragment jeziora. Zlokalizowanie ich na mniejszej wodzie będzie sztuką łatwiejszą. Osobiście moje podejście do łowienia zmienia się w zależności czy mam do czynienia z małą wodą, typu niewielkie starorzecze, oczko wodne zagubione gdzieś w łąkach i polach, czy też typowym dużym jeziorem.
Wody niewielkie – starorzecza, wiejskie stawy, małe leśne jeziorka. Do wędkowania w takich miejscówkach, łowiskach wybieram 6 - 7m. bata z markową żyłką główną 0,14 -0,16 mm i przyponami odpowiednio 0,12 – 0,14mm.
Bat nie jest metodą na duże ryby. To wędka do połowu ryb małych i średnich, przy odpowiednim holu i dozie szczęścia poradzimy sobie i z większą rybą.
Do regularnego łowienia ryb dużych, należy jednak użyć spławikowej wędki z kołowrotkiem lub technik gruntowych. Zbyt gruba żyłka naraziłaby bowiem bata na uszkodzenie.
Stosuję złote haczyki w rozmiarówce 12-10. Nie podam konkretnej marki czy typu.
Hak ma być solidny, mogący poradzić sobie z waleczną rybą. Rozmiar jego dostosowany do wielkości przynęty, bowiem stosując np. białe robaki można zejść z numeracją niżej.
Jako że najczęściej stosowaną przeze mnie przynętą są dwa ziarna kukurydzy, bądź jej "kanapka" z białym lub czerwonym robakiem stosuję właśnie takie. Powiem tak, iż gdybym był zmuszony wybrać jedną, jedyną przynętę, którą mógłbym zabrać na linowe łowy, to byłaby właśnie kukurydza. Atrakcyjny kolor, słodkość, oraz fakt, że pożądanym dla mnie przyłowem będą płocie i okazałe wzdręgi przyczyniają się do tego wyboru.
Oczywiście należy mieć z sobą kilka przynęt, gdyż założony na haczyk niewielki "gnojaczek" będzie równie apetyczny, zwłaszcza w zimniejszym okresie wiosny i jesieni.
Robaki czerwone a także "mady" często jednak stają się celem ataku okoni bądź jazgarzy, a także uciążliwej drobnicy. Kukurydza jako przynęta zwarta ułatwi nam zacięcie i zachęcić może ostrożnego lina, do bardziej zdecydowanego brania.
Na małych wodach obowiązuje zachowanie ciszy, choć niekoniecznie "grobowej", ograniczenie swych ruchów do niezbędnego minimum. Wszelkie gwałtowne ruchy odpadają, zarzucać zestaw bata należy techniką "spod siebie".
Jest to dyskretniejsze, cichsze, nie wywołujące zbędnego plusku na powierzchni oraz dokładniejsze.
Zwłaszcza jeśli zasadzamy się na liny żerujące bardzo blisko brzegu.
Wędkarz powinien wykazać się dwoma cechami : cierpliwością i opanowaniem. Zarówno wtedy gdy czeka na branie, jak i w momencie holu ryby.
Na często bardzo płytkiej wodzie, lin potrafi żerować dosłownie"pod nogami". Jeśli jest taka możliwość należy skorzystać z osłony którą dają nadwodne krzewy, bądź wysokie trawy.
To właśnie moje połowy na takiej wodzie stały się kanwą do napisania opowiadania " Zielony Książę." umieszczonego w dziale opowiadań forum.
Mała woda potrafi zaskoczyć kryjąc w swej toni całkiem ładne ryby, choć z reguły liny należą tam do tych mniejszych. Bywają wszak niespodzianki.
Pośród zielonych linów trafić się mogą również karasie ( w tym złociste ). Karaś złocisty, nasz pospolity ( już nie pospolity ) jest bowiem również bardzo związany z światem roślinności wodnej, może nawet bardziej niż lin.
Warto zwrócić uwagę na zdjęcie karasia.
Kształt jego płetwy grzbietowej wskazuje niezbicie, że nie jest to karaś srebrzysty tzw."japoniec" o płetwie grzbietowej prostej, lub nawet wklęsłej. Ubarwienie bowiem jest cechą zmienną, zależną od środowiska życia. Płetwy piersiowe i brzuszne karasia złocistego często mają wpadające w czerwień zabarwienie.
Wody większe – lin jeziorowy.
Zdjęcie powyżej przedstawia typowe siedliska lina jeziorowego. Strefa przybrzeżna – litoralu, bogata w roślinność wynurzoną w postaci trzcinowisk, pasów pałki wodnej, oczeretu, a także ławice grążeli. To w takich miejscówkach szukam jego żerowisk.
Próbuję go łowić również dalej, wśród podwodnych łąk, zawsze jednak niezbyt daleko od brzegu.
Są oczywiście jeziora , żwirownie pozbawione przybrzeżnej roślinności, czy ubogie w podwodne łąki, na takich jednak nie wędkowałem, zatem nie mam doświadczenia w tej materii.
Na jeziorach znanego mi typu staram się korzystać z wędkarskich kładek i pomostów, które pozwalają mi swobodnie sięgnąć za pas trzcinowisk, bez obawy o uszkodzenie długich wędzisk o zwisające gałęzie drzew. Dodatkowym plusem jest łatwiejszy dostęp do interesujących głębszych miejsc. Bo tutaj obok poławianego lina i płoci w kręgu moich zainteresowań pojawia się i leszcz.
Zestawy moje zasadniczo się nie różnią od omawianych wcześniej, z tym że częściej wybieram cięższe spławiki tj 2,0- 2,5 gr. pozwalające lepiej zarzucać pod lekki wiatr.
Silny wiatr wymusza zastosowanie technik gruntowych, pomóc może zastosowanie do bata lekkich spławików typu waggler, z nisko położonym środkiem ciężkości, odporniejszych na dryf zestawu.
Istotne jest tu bowiem aby zestaw był zakotwiczony na dnie, gdyż lin nie lubi gdy zestaw się przemieszcza pchany wiatrem i podwodnymi prądami występującymi na jeziorze.
Zatem dni bezwietrzne lub z niewielkim wiatrem są szczególnie korzystne, a doświadczenie mi podpowiada, że to właśnie w porze świtu i zmierzchu wiatr często zamiera.
Dodatkowo daje to nam możliwość wypatrywania śladów aktywności linów w postaci ścieżek bąbelków i spławów ryb. To są drogowskazy, które kierują mnie, gdzie mam ulokować zestaw.
Często umieszczając przynętę na trasie przemieszczającego i żerującego lina, miałem wkrótce oczekiwane branie "prosiaczka".
Zestaw bata obciążam niewielką przelotową oliwką, na igelitowej koszulce, zablokowaną krętlikiem. Czasem umieszczam na przyponie dodatkowo śrucinę sygnalizacyjną.
Przypon standardowej długości 25-30 cm.
Skupione obciążenie ma na celu szybkie sprowadzenie przynęty do dna ( ogranicza to wprawdzie brania płoci) oraz przede wszystkim jak najlepiej zakotwiczyć zestaw.
Co jakiś czas podciągam jednak zestaw co może pobudzić do brania płoć, a także lina.
Linowe branie należy wyczekać, oczekując na zatopienie spławika bądź zdecydowany jego odjazd w bok, często z przytopieniem właśnie.
Ostrożne ryby potrafiły jednak brać i tak ostrożnie, że podczas podciągania zestawu odczuwałem nagły opór i następował odjazd lina w kierunku upatrzonej kryjówki.
Sama walka jest po prostu niesamowita. Gdy na głębszej wodzie potrafił robić woltę w dół , przestraszony widokiem podbieraka,
a szczytówka bata gięła się niemal do samej wody, to poziom emocji i adrenaliny szybował pod niebiosa. Sławne ucieczki w kępy grążeli lub trzcinowisko należą do niezapomnianych przeżyć.
Bat to jednak metoda głównie pod lina małego i średniego. Na stosowane przez mnie zestawy realne jest wyholowanie ryb ok. 1,5kg. Doświadczony wędkarz poradzi sobie i z rybą trochę większą. W przypadku gdybym miał to szczęście znać wody z dużą populacją grubego lina od 2,0 kg wzwyż zamieniłbym bata na wędkę spławikową zaopatrzoną w kołowrotek, ze sprawnym hamulcem ; bądź wybrał metody gruntowe.
Mój największy lin złowiony na bata mierzył 42cm i ważył 1,35kg.
Prześliczna samiczka, której zdjęcie prezentuję poniżej.
Dwa słowa o nęceniu lina. Wędkarscy klasycy zalecają wielodniowe przygotowanie miejscówki, najlepiej przez długotrwałe nęcenie. Jest to z pewnością dobry pomysł, jeśli możemy sobie na to pozwolić.
Ze względu na ubogość wolnego czasu i odległość od ulubionego łowiska , muszę sobie radzić nęcąc doraźnie, w czasie połowu.
Zasadniczo przyjeżdżam nad wodę tak wcześnie, by zdążyć się rozłożyć ze sprzętem przed brzaskiem. Nęcę wtedy niewielką ilością ziaren z ręki, bądź przy pomocy procy. Kul zanętowych w zasadzie nie używam, chyba że miną już najlepsze godziny wczesnorannych brań, a przynęcić chcę wówczas płoć.
Gdy przyjeżdżam późnym popołudniem z myślą o nocce, zanęcam ok. 3 godzin przed zmierzchem, by dać wodzie "odpocząć " przed założonym szczytem aktywności lina.
Ponownie donęcam już w zapadających ciemnościach, wtedy płocie i wzdręgi jako wzrokowce nie wyjedzą mi już zbyt wiele z rozrzuconego ziarna, pozostawiając gotową stołówkę dla nocnych leszczy bądź linów. Zanętowym ziarnem jest moczona i gotowana kukurydza i słodki łubin.
Wielu wyśmienitych łowców poleca na lina ziarna konopi. Warto to wziąć pod uwagę komponując swoją mieszankę ziaren zanętowych.
Doświadczenia z połowu technikami gruntowymi. Stosunkowo rzadko łowiłem liny na tradycyjny zestaw z koszykiem. Typowa zanęta feederowa, dedykowana pod lina/karasia oraz biały robak bądź kukurydza na haku.
W nocy pojawiała się też wśród przynęt rosówka. Takie zestawy przyniosły mi czasem zieloną rybkę. Amatora konserwowej kukurydzy ukazuje poniższe zdjęcie.
Ubiegły rok 2016 stał dla mnie pod znakiem rozwijania umiejętności w połowie na "methodę". Jako że dopiero wdrażam się w temat , stawiam pierwsze kroki, nie mam jeszcze wypracowanego sposobu na "ukochane" liny, starając się przenieś na ten grunt doświadczenia ze spławika. Mimo wszystko udało mi się skusić w tamtym roku 15 linów, co jest zachęcającym wynikiem, porównywalnym do moich efektów na spławik.
Do wyjątkowego sezonu 2011 gdy udało mi się przechytrzyć 50 zielonych piękności jednak daleko. Co prawda były to głównie sztuki niewielkie w granicach 0,6 – 0,8kg. choć kilka sztuk w przedziale 1,20 -1,30 kg też "zaliczyłem".
Lokowanie jednego z zestawów w pobliżu trzcin oraz wypatrywanie oznak aktywności ryb, pozwoliło mi skusić kilka całkiem fajnych ryb z okazem 1,52 kg na czele, czym ustanowiłem swój nowy rekord w tym gatunku.
Cudny "Zielony Książę " w koszu podbieraka na zdjęciu poniżej :
Wśród skutecznych przynęt królowały Drennan Bandit Dumbells 8&10mm o smaku ananasa i tutti – frutti, znalazły się tam także smakowa kukurydza marki Cukk, oraz truskawkowy Band'Um 7mm od Sonubaits.
Czas więc na nowe testy. Ten i następne lata będą okresem poszukiwań najskuteczniejszych przynęt, w czym pomóc mają prowadzone notatki i zestawienia.
Pellety haczykowe dotychczas spisywały się słabo, choć ten nocny wrzesniowy linek skusił się na krylowy pellecik. Oto nocny marek :
Lin - dlaczego warto ? Kulisy fascynacji. Dlaczego tak bardzo zafascynowało mnie polowanie na tego króla podwodnej roślinności ?
Odpowiedź jest prosta : To piękna i waleczna ryba.
Cytowany wcześniej Wacław Strzelecki stwierdza na stronach swej książki "Wędkarstwo rzeczne ":
"Pod względem waleczności lin bije szczupaka i przynajmniej dorównuje karpiowi."
Czyż potrzeba lepszej rekomendacji ?.Posłużę się też, po raz kolejny cytatem z opowiadania "Zielony Książę " :
"To zielony wojownik. Dobrze zbudowany bokser wagi średniej.
Po mistrzowsku skorzysta z okazji by cię pokonać, gdy tylko "opuścisz gardę".
Lin to piękniś, elegant."Wstąpiłem zatem na swoją "drogę wojownika" by doskonalić swoje umiejętności, poznać i móc spotykać na ścieżkach wędkarskich wypraw, tą wspaniałą rybę.
Mimo że coraz doskonalszy sprzęt i nowe techniki pozwalają skutecznie łowić liny, to wciąż umiejętność regularnego połowu dużych linów nobilituje wędkarskiego łowcę.
Współczesne "wynalazki" a sprawa lina.
Wynalazek "włosa" naturalnie prezentującego przynętę, odkryty na potrzeby karpiarstwa, a teraz wkraczający szeroką ławą także w połowach innych dużych ryb; przynęty proteinowe wszelkiej maści oraz zestawy samozacinające, w tym "methoda" stanowią potężne narzędzie w rękach współczesnego wędkarza.
Gdy zatem posiadamy odpowiednie umiejętności lub dopisuje nam wędkarskie szczęście w skutecznych połowach, to wykażmy się rozsądkiem i umiarem.
Jak mawiają szlachectwo zobowiązuje, więc potraktujmy liny z szacunkiem im należnym.
Nie mają łatwego życia. Panujące przepisy nie przystają do rzeczywistości, limity ilościowe są absurdalne w swej wielkości, zatem to My sami musimy narzucić sobie ograniczenia.
Niech jak najwięcej wraca ich po połowie do wody, by cieszyć nas oraz innych z możliwości stoczenia z nimi walki.