Autor Wątek: No i jestem częścią PZW  (Przeczytany 16834 razy)

Offline Wonski81

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 700
  • Reputacja: 939
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Tarnowskie Góry
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #45 dnia: 13.03.2017, 19:23 »
Nie chcę być czarnowidzem, ale bierzecie pod uwagę ewentualność, że po 5-ciu lub 10-ciu latach, woda no-kill może być przedmiotem ostrego konfliktu?
Mięsiarze widząc co i ile się łowi wodę odzyskają, bo kto powstrzyma np tysiąc rozjuszonych, śląskich górników, którzy już nie chcą no - kill? :P   

Padł przykład lasu.
Ja, ten który zbiera grzyby, i który lubi leśne wycieczki, powiem Wam, że jestem za wprowadzeniem opłaty.
Mam wiele na ten temat do powiedzenia. Rodzice zbudowali dom w Kaletach (taki leśny kawałek na śląsku), do lasu 50m. Mieszkałem z nimi ok 10 lat, zanim z powrotem wróciłem do miasta. Siłą rzeczy ciągnie tam człowieka, gdy mieszka się tak blisko. To na spacer, to na rower, to na grzyby.
Co tam się wyprawia, jest równie nie pojęte, jak sytuacja nad wodą po zarybieniu karpikiem. Nie mam złudzeń.
A najgorsi w tym wszystkim są miejscowi. Koszą potworne ilości grzybów i owoców, niszcząc wszytko wokół. Do tego jeszcze drzewa, w postaci mniej lub bardziej legalnej wycinki, czego popadnie, jak popadnie. Nawet szkółki są plądrowane z młodych świerków, jodełek, co logiczne proceder ten ma miejsce przede wszystkim w grudniu, a co leśniczy? Leśniczy zaprawiony wódeczką od sąsiada, który w ten sposób okazał wdzięczność, za przyzwolenie wycięcia 4 przyczep drzewa, dorzuca do kominka kolejne polano z dębu, i stwierdza: chcesz choinkę na święta? Idź sobie wytnij. 
W zamian miejscowi też dają wiele. Wywalają śmieci, wylewają szambo, i wywożą wszystko co im nie pasuje w ogródkach, łącznie z koszoną co 2 tygodnie trawą. Co ciekawe, dziwią się później: takie piękne dzięcioły tutaj dawniej były, czemu już kurek nie ma? (grzybów w sensie), te maliny to niegdyś takie robaczywe nie były.... itd :facepalm:
 
Czesiek

Offline Jurek z Warszawy

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 4 010
  • Reputacja: 166
  • Płeć: Mężczyzna
  • Tylko wody PZW- no kill
  • Lokalizacja: Warszawa-Żoliborz
  • Ulubione metody: feeder i spinning
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #46 dnia: 13.03.2017, 21:09 »
Q......a mać. A dlaczego nie można by tak zrobić jak jest u naszych południowych sąsiadów. Wiele razy oglądałem filmy Martina Mataaka i widzę że tam nie potrzebne są jakieś kulki, podajniki lub peleety. Wystarczy kukurydza lub biały i można wędkować

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #47 dnia: 13.03.2017, 22:55 »
A zabierając rybę ze środowiska nie jesteś sprawcą szkody? Stratna jest natura.

Zabierając rybę ze środowiska nie jestem sprawcą szkody w takim znaczeniu jak byłbym sprawcą szkody w stosunku do drugiego człowieka. Przyroda należy do człowieka, on o nią dba i ją przekształca, ona stanowi budulec kultury materialnej. Ona w końcu pozwala nam przetrwać jako istotom żyjącym (bo na przykład, musimy się czymś odżywiać). I tak jak Lucjan napisał, zgadzam się z tym całkowicie:
Kadłubek, czy kosząc trawę niszczysz przyrodę? Nie niszczysz. Trawa odrośnie. Podobnie będzie z rybami, zabrać pewną jej ilość nie jest niczym złym, tak jak zbieranie grzybów czy jagód nie rozwala lasów. Ważny jest umiar! Jeżeli się jednak zabiera zbyt dużo, to porównałbym to do wyrywania trawy. Wtedy są szkody, widoczne, nie takie łatwe do usunięcia.

Nie przesadzajmy z tą przyrodą. Człowiek ją sobie podporzadkował, praktycznie zupełnie. Teraz więc trzeba umiejętnie gospodarzyć takim zmienionym ekosystemem, bez popadania w skrajności. Bo taki bóbr jest OK, ale jego nadmiar już nie. Nie ma sensu go przesiedlać, trzeba po prostu ileś sztuk odstrzelić, aby nie było spustoszeń. Umiar i rozsądek... :)

Odnośnie komercji.
Dałem porównanie z komercjami dlaczego nie zacytowałeś całości?
Na komercjach widać to dokładnie: płacisz za możliwość połowu (składka do PZW) oraz za rybę (dodatek za zabieranie ryb na zarybienie wód PZW)Czasami masz możliwość zabrania ryby w cenie połowu ale wtedy cena jest wyższa.
Właściciele "komercji" jakby pozwolili zabierać co się chce z limitami z PZW to po roku już tylko niedobitki by pływały im w wodzie.
Uważam komercje za miejsca, w których rządzą zupełnie inne zasady, niż na dzikich łowiskach, które są naturalnym środowiskiem wędkarza. Wędkarstwo to przede wszystkim zamiłowanie do połowu ryb, które wynika z potrzeby obcowania z naturą. Na komercjach obcowanie z naturą jest zminimalizowane do istnienia wody w pojemniku i pływających ryb, które z reguły, ani nie występują tam w warunkach naturalnych (zbliżonych choćby do dzikich), nie odżywiają się naturalnie, z reguły nie rozmnażają się, bo są to gatunki nierodzime – karp, amur, jesiotr, pstrąg tęczowy. Wystarczy pooglądać zdjęcia z dowolnej komercji. Brrrr… nie lubię takich zdjęć. Skoro takie nienaturalne warunki środowiskowe panują na komercjach, to i nienaturalne są kryteria połowu (trzeba płacić za złowioną rybę).
Poza tym, co chyba najważniejsze, ryba ta ma właściciela, a chwilowym „właścicielem” ryb (dzierżawcą wód i wszystkiego, co się w niej znajduje) jest PZW, czyli my wszyscy. Znakomita większość wędkarzy nie zgadza się na „no kill”, bo taki jest w Polsce zwyczaj – zabierania ryb zgodnie z limitami.

Jak taki natłucze 10 kg ryb jednego dnia, to następnego z samego rana znowu w to samo miejsce jedzie, żeby mieć radość z łowienia? Czy tylko po to, żeby kolejne 10 kg do domu przywieźć?
Michał, nie wierzę, żeby byli wędkarze, którzy zabierają dziennie po 10 kg ryb. Regulamin dopuszcza maksymalnie 5 kg. Jeśli przekraczają ten limit, to są to zwykli kłusownicy i nie należy nazywać ich wędkarzami. A jeśli zabierają 5 kg dziennie, lepiej może pomyśleć o ograniczeniach w zabieraniu. Zresztą nie wiem, jak może się nie znudzić łowienie i spożywanie codziennie 5 kg. ryb. Przecież nie samymi rybami żyje człowiek.

PZW jako dzierżawca zobowiązał się prowadzić gospodarkę wodną w taki sposób, że rzeki i jeziora mają zostać zwrócone państwu w przyszłości w stanie, w jakim te wody zostały przyjęte w dzierżawę. Wszyscy zatem wędkarze, będący członkami PZW, muszą o to dbać. Jeśli jednak jest w Polsce kultura zabierania ryb, to należałoby znaleźć sposób, żeby sytuację poprawić przy jednoczesnym poszanowaniu tej kultury (nieważne, czy nam się to podoba, czy nie, ale taki jest stan rzeczy).

Naprawdę nie jest sztuką wykrzyczeć – „mięsiarze won!!!” „No kill, no kill, no kill…”, “chcesz zabierać, płać za ryby (aż ci się odechce ich żreć)”. To jest tylko pohukiwanie, które niczego nie rozwiązuje. Bardziej to epatowanie własnymi emocjami, niż próba racjonalnego rozwiązania problemu. Nie róbmy jednak z siebie bab. Dlaczego nie staramy się zjednać sobie wędkarzy poprzez pewne kompromisy, tylko atakujemy się wzajemnie. Dla mnie to niepojęte.

Ja nigdy, podkreślam, nigdy nie spotkałem się z zarzutem ze strony innych wędkujących, że wypuszczam rybę. No, ale niech będzie, że zawsze znajduję się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, bo bardziej jestem wędkarzem szuwarowym. Pytam jednak, czy no killowcy nie atakują wciąż wędkarzy zabierających ryby. Przecież na tym forum jest to aż nadto widoczne. Czy można mieć pretensje do osób zabierających ryby zgodnie z regulaminem (hurtem nazywanych często mięsiarzami) o to, że krzywo się patrzą na no killowców, skoro sami  no killowcy zachowują się dokładnie tak samo? Ciągle czytam te same teksty na forum, że mięsiarze są tacy źli, bo upychają zamrażarki, że karta musi się zwrócić itp. Może zamiast wciąż zżymać się z innych, lepiej samemu coś oryginalnego i pozytywnego wymyślić na poprawę sytuacji.  Trzeba mieć trochę wyrozumiałości wobec siebie wzajemnie i starać się zrozumieć motywy działania innych, a nie widzieć tylko czubek własnego nosa.

Pytanie: kto starał się nad wodą przekonać do własnych poglądów innych wędkarzy w duchu pewnej tolerancji? Może warto nad wodą urabiać dziadka i młodego, któremu marzy się lin w galarecie.

Cieszę się Darek, że powróciłeś!
Dziękuję Lucjan. Ale ja nie wróciłem, bo nigdzie nie byłem. To tylko przerwa była. Jak podczas meczu.
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Radar

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2 446
  • Reputacja: 368
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Łódź
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #48 dnia: 13.03.2017, 23:00 »
Mosteque :bravo: tak trzymać, wg. mnie każda nie opłacona karta przybliża rozpad albo ucywilizowanie tej instytucji i na odwrót każda opłacona umacnia leśnych dziadków na swoich pozycjach.

 :thumbup:

Popieram w całej rozciągłości. Sam przestałem zrzucać się na pensje dla działaczy.
Nie krytykuj bo dostaniesz bana.

Radek

Kadłubek

  • Gość
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #49 dnia: 13.03.2017, 23:47 »
Cytaty z Logarytm'a
Cytuj
Przyroda należy do człowieka
Ke? Chyba odwrotnie bo bez przyrody nie ma człowieka a bez człowieka będzie przyroda.

Cytuj
Uważam komercje za miejsca, w których rządzą zupełnie inne zasady, niż na dzikich łowiskach, które są naturalnym środowiskiem wędkarza. Wędkarstwo to przede wszystkim zamiłowanie do połowu ryb, które wynika z potrzeby obcowania z naturą. Na komercjach obcowanie z naturą jest zminimalizowane do istnienia wody w pojemniku i pływających ryb, które z reguły, ani nie występują tam w warunkach naturalnych (zbliżonych choćby do dzikich), nie odżywiają się naturalnie, z reguły nie rozmnażają się, bo są to gatunki nierodzime – karp, amur, jesiotr, pstrąg tęczowy. Wystarczy pooglądać zdjęcia z dowolnej komercji. Brrrr… nie lubię takich zdjęć. Skoro takie nienaturalne warunki środowiskowe panują na komercjach, to i nienaturalne są kryteria połowu (trzeba płacić za złowioną rybę).
Poza tym, co chyba najważniejsze, ryba ta ma właściciela, a chwilowym „właścicielem” ryb (dzierżawcą wód i wszystkiego, co się w niej znajduje) jest PZW, czyli my wszyscy. Znakomita większość wędkarzy nie zgadza się na „no kill”, bo taki jest w Polsce zwyczaj – zabierania ryb zgodnie z limitami.

Dzikich łowisk już nie ma, wszystkie zostały zdeptane setki lat temu pod butem człowieka choć masz rację: mi też miło jest posłuchać śpiewu ptaków w lipcu o poranku kiedy słońce zaczyna przygrzewać po nocy. Nawet jak nie biorą ryby jest "piknie".

Tak na "komercjach" są inne zasady i często racjonalna gospodarka. Owszem głownie jest tak jak wymieniłeś ale są komercyjne "dzikie" łowiska. Odbywa się na nich tarło i cała reszta.
Tylko co to znaczy "nienaturalne kryteria połowu"?
Za złowioną rybę zawsze ktoś zapłaci. Nie ma darmowych obiadów.

Pzw to nie my wszyscy a zwyczajem tłumaczysz niechęć do racjonalności a ta wygląda w PL tak: zabiera się resztki ryb.
Nie jestem ultrasem C&R, że będę ścigał każdego, kto bierze rybę ale każdego kto zabiera np. szczupaki z łowiska z drobnicą "Bo się rozmnoży i zje ryby"
Racjonalność a nie ślepa wizja "swojego świata".
W Polsce po II WŚ nie ma racjonalności. Kiedyś poławiano na skalę przemysłową ukleje i są dalej a co ze szczupakiem, sandaczem, sumem, co z certami, które w większości nie mogą odbyć naturalnego tarła bo stoi zapora na Wiśle? Zwyczajowo nie stała. Co z jesiotrem czy łososiem którego nie uświadczysz w Wiśle i dorzeczach? Zwyczajowo był.


Cytuj
Michał, nie wierzę, żeby byli wędkarze, którzy zabierają dziennie po 10 kg ryb. Regulamin dopuszcza maksymalnie 5 kg. Jeśli przekraczają ten limit, to są to zwykli kłusownicy i nie należy nazywać ich wędkarzami. A jeśli zabierają 5 kg dziennie, lepiej może pomyśleć o ograniczeniach w zabieraniu. Zresztą nie wiem, jak może się nie znudzić łowienie i spożywanie codziennie 5 kg. ryb. Przecież nie samymi rybami żyje człowiek.

Mało chyba widziałeś. "Chłop żywemu nie przepuści" czy to tysięczna uklejka 5 cm czy 10 sandacz po 70 cm. Tak wygląda rzeczywistość niezależnie czy Ty jesteś OK. Podać Ci przykłady nawet z gazet?
Choć pełna zgoda do tego, że to wtedy nie wędkarze a zwykli kłusownicy.

Cytuj
PZW jako dzierżawca zobowiązał się prowadzić gospodarkę wodną w taki sposób, że rzeki i jeziora mają zostać zwrócone państwu w przyszłości w stanie, w jakim te wody zostały przyjęte w dzierżawę. Wszyscy zatem wędkarze, będący członkami PZW, muszą o to dbać. Jeśli jednak jest w Polsce kultura zabierania ryb, to należałoby znaleźć sposób, żeby sytuację poprawić przy jednoczesnym poszanowaniu tej kultury (nieważne, czy nam się to podoba, czy nie, ale taki jest stan rzeczy).
Kulturę można zmienić a wędkarze są też poza Pzw. Racjonalność to słowo nieznane wielu osobom.

Cytuj
Naprawdę nie jest sztuką wykrzyczeć – „mięsiarze won!!!” „No kill, no kill, no kill…”, “chcesz zabierać, płać za ryby (aż ci się odechce ich żreć)”. To jest tylko pohukiwanie, które niczego nie rozwiązuje. Bardziej to epatowanie własnymi emocjami, niż próba racjonalnego rozwiązania problemu. Nie róbmy jednak z siebie bab. Dlaczego nie staramy się zjednać sobie wędkarzy poprzez pewne kompromisy, tylko atakujemy się wzajemnie. Dla mnie to niepojęte.

Oj byś się zdziwił jak często możesz za takie krzyczenie dostać po głowie. Choć prawdą jest, że z samego "krzyku" dużo się nie zbuduje ale zróbmy łowiska no kill i kill - każdy będzie miał wybór gdzie łowi. To też boli większość działaczy: "Złapać rybę i nie zjeść to grzech". Prezes miejscowego koła Pzw jak złapał tołpygę to tłuk ją pałami z innymi osobami przez 10 min. Prezes koła nie potrafił szybko zabić ryby. Ot zwyczaj.


Cytuj
Ja nigdy, podkreślam, nigdy nie spotkałem się z zarzutem ze strony innych wędkujących, że wypuszczam rybę. No, ale niech będzie, że zawsze znajduję się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, bo bardziej jestem wędkarzem szuwarowym. Pytam jednak, czy no killowcy nie atakują wciąż wędkarzy zabierających ryby. Przecież na tym forum jest to aż nadto widoczne. Czy można mieć pretensje do osób zabierających ryby zgodnie z regulaminem (hurtem nazywanych często mięsiarzami) o to, że krzywo się patrzą na no killowców, skoro sami  no killowcy zachowują się dokładnie tak samo? Ciągle czytam te same teksty na forum, że mięsiarze są tacy źli, bo upychają zamrażarki, że karta musi się zwrócić itp. Może zamiast wciąż zżymać się z innych, lepiej samemu coś oryginalnego i pozytywnego wymyślić na poprawę sytuacji.  Trzeba mieć trochę wyrozumiałości wobec siebie wzajemnie i starać się zrozumieć motywy działania innych, a nie widzieć tylko czubek własnego nosa.

Widzisz a ja takich "okazji" miałem na pęczki gdzie nawet proponowali mi pieniądze ze rybę a jak puszczałem do wody to chcieli mnie bić jakbym ich obraził.
Nie wszyscy "nokillowcy" atakują każdego wędkarza, który bierze ryby. Poza tym chyba opinię (bez obrażania!) wolno wyrazić każdemu. A to, że zazwyczaj nokillowcy zazwyczaj starają się bardziej to też prawda ale nie oznacza to tego, że killowcy to sami źli ludzie co tylko tłuką co na haczyku się uwiesi.

Cytuj
Pytanie: kto starał się nad wodą przekonać do własnych poglądów innych wędkarzy w duchu pewnej tolerancji? Może warto nad wodą urabiać dziadka i młodego, któremu marzy się lin w galarecie.

Ja nie raz nie dwa próbowałem ale odpowiedź była jedna: "Ja zabiorę to inny złapie i zabierze". Jakby jeszcze dbał o wodę i pozbierał śmieci z okolicy (wymóg wg RAPR'u), zabrał jedną rybę to OK ale widzę co dzieje się nad rzekami: zazwyczaj nie biorą "dziadki" tylko tacy 50-60 lat "bo im się należy", młodzi najczęściej wypuszczają bo traktują to jako hobby nie sposób zdobycia jedzenia.

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #50 dnia: 14.03.2017, 00:39 »
Cytaty z Logarytm'a
Cytuj
Przyroda należy do człowieka
Ke? Chyba odwrotnie bo bez przyrody nie ma człowieka a bez człowieka będzie przyroda.

Cytuj
Uważam komercje za miejsca, w których rządzą zupełnie inne zasady, niż na dzikich łowiskach, które są naturalnym środowiskiem wędkarza. Wędkarstwo to przede wszystkim zamiłowanie do połowu ryb, które wynika z potrzeby obcowania z naturą. Na komercjach obcowanie z naturą jest zminimalizowane do istnienia wody w pojemniku i pływających ryb, które z reguły, ani nie występują tam w warunkach naturalnych (zbliżonych choćby do dzikich), nie odżywiają się naturalnie, z reguły nie rozmnażają się, bo są to gatunki nierodzime – karp, amur, jesiotr, pstrąg tęczowy. Wystarczy pooglądać zdjęcia z dowolnej komercji. Brrrr… nie lubię takich zdjęć. Skoro takie nienaturalne warunki środowiskowe panują na komercjach, to i nienaturalne są kryteria połowu (trzeba płacić za złowioną rybę).
Poza tym, co chyba najważniejsze, ryba ta ma właściciela, a chwilowym „właścicielem” ryb (dzierżawcą wód i wszystkiego, co się w niej znajduje) jest PZW, czyli my wszyscy. Znakomita większość wędkarzy nie zgadza się na „no kill”, bo taki jest w Polsce zwyczaj – zabierania ryb zgodnie z limitami.

Dzikich łowisk już nie ma, wszystkie zostały zdeptane setki lat temu pod butem człowieka choć masz rację: mi też miło jest posłuchać śpiewu ptaków w lipcu o poranku kiedy słońce zaczyna przygrzewać po nocy. Nawet jak nie biorą ryby jest "piknie".

Tak na "komercjach" są inne zasady i często racjonalna gospodarka. Owszem głownie jest tak jak wymieniłeś ale są komercyjne "dzikie" łowiska. Odbywa się na nich tarło i cała reszta.
Tylko co to znaczy "nienaturalne kryteria połowu"?
Za złowioną rybę zawsze ktoś zapłaci. Nie ma darmowych obiadów.

Pzw to nie my wszyscy a zwyczajem tłumaczysz niechęć do racjonalności a ta wygląda w PL tak: zabiera się resztki ryb.
Nie jestem ultrasem C&R, że będę ścigał każdego, kto bierze rybę ale każdego kto zabiera np. szczupaki z łowiska z drobnicą "Bo się rozmnoży i zje ryby"
Racjonalność a nie ślepa wizja "swojego świata".
W Polsce po II WŚ nie ma racjonalności. Kiedyś poławiano na skalę przemysłową ukleje i są dalej a co ze szczupakiem, sandaczem, sumem, co z certami, które w większości nie mogą odbyć naturalnego tarła bo stoi zapora na Wiśle? Zwyczajowo nie stała. Co z jesiotrem czy łososiem którego nie uświadczysz w Wiśle i dorzeczach? Zwyczajowo był.


Cytuj
Michał, nie wierzę, żeby byli wędkarze, którzy zabierają dziennie po 10 kg ryb. Regulamin dopuszcza maksymalnie 5 kg. Jeśli przekraczają ten limit, to są to zwykli kłusownicy i nie należy nazywać ich wędkarzami. A jeśli zabierają 5 kg dziennie, lepiej może pomyśleć o ograniczeniach w zabieraniu. Zresztą nie wiem, jak może się nie znudzić łowienie i spożywanie codziennie 5 kg. ryb. Przecież nie samymi rybami żyje człowiek.

Mało chyba widziałeś. "Chłop żywemu nie przepuści" czy to tysięczna uklejka 5 cm czy 10 sandacz po 70 cm. Tak wygląda rzeczywistość niezależnie czy Ty jesteś OK. Podać Ci przykłady nawet z gazet?
Choć pełna zgoda do tego, że to wtedy nie wędkarze a zwykli kłusownicy.

Cytuj
PZW jako dzierżawca zobowiązał się prowadzić gospodarkę wodną w taki sposób, że rzeki i jeziora mają zostać zwrócone państwu w przyszłości w stanie, w jakim te wody zostały przyjęte w dzierżawę. Wszyscy zatem wędkarze, będący członkami PZW, muszą o to dbać. Jeśli jednak jest w Polsce kultura zabierania ryb, to należałoby znaleźć sposób, żeby sytuację poprawić przy jednoczesnym poszanowaniu tej kultury (nieważne, czy nam się to podoba, czy nie, ale taki jest stan rzeczy).
Kulturę można zmienić a wędkarze są też poza Pzw. Racjonalność to słowo nieznane wielu osobom.

Cytuj
Naprawdę nie jest sztuką wykrzyczeć – „mięsiarze won!!!” „No kill, no kill, no kill…”, “chcesz zabierać, płać za ryby (aż ci się odechce ich żreć)”. To jest tylko pohukiwanie, które niczego nie rozwiązuje. Bardziej to epatowanie własnymi emocjami, niż próba racjonalnego rozwiązania problemu. Nie róbmy jednak z siebie bab. Dlaczego nie staramy się zjednać sobie wędkarzy poprzez pewne kompromisy, tylko atakujemy się wzajemnie. Dla mnie to niepojęte.

Oj byś się zdziwił jak często możesz za takie krzyczenie dostać po głowie. Choć prawdą jest, że z samego "krzyku" dużo się nie zbuduje ale zróbmy łowiska no kill i kill - każdy będzie miał wybór gdzie łowi. To też boli większość działaczy: "Złapać rybę i nie zjeść to grzech". Prezes miejscowego koła Pzw jak złapał tołpygę to tłuk ją pałami z innymi osobami przez 10 min. Prezes koła nie potrafił szybko zabić ryby. Ot zwyczaj.


Cytuj
Ja nigdy, podkreślam, nigdy nie spotkałem się z zarzutem ze strony innych wędkujących, że wypuszczam rybę. No, ale niech będzie, że zawsze znajduję się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, bo bardziej jestem wędkarzem szuwarowym. Pytam jednak, czy no killowcy nie atakują wciąż wędkarzy zabierających ryby. Przecież na tym forum jest to aż nadto widoczne. Czy można mieć pretensje do osób zabierających ryby zgodnie z regulaminem (hurtem nazywanych często mięsiarzami) o to, że krzywo się patrzą na no killowców, skoro sami  no killowcy zachowują się dokładnie tak samo? Ciągle czytam te same teksty na forum, że mięsiarze są tacy źli, bo upychają zamrażarki, że karta musi się zwrócić itp. Może zamiast wciąż zżymać się z innych, lepiej samemu coś oryginalnego i pozytywnego wymyślić na poprawę sytuacji.  Trzeba mieć trochę wyrozumiałości wobec siebie wzajemnie i starać się zrozumieć motywy działania innych, a nie widzieć tylko czubek własnego nosa.

Widzisz a ja takich "okazji" miałem na pęczki gdzie nawet proponowali mi pieniądze ze rybę a jak puszczałem do wody to chcieli mnie bić jakbym ich obraził.
Nie wszyscy "nokillowcy" atakują każdego wędkarza, który bierze ryby. Poza tym chyba opinię (bez obrażania!) wolno wyrazić każdemu. A to, że zazwyczaj nokillowcy zazwyczaj starają się bardziej to też prawda ale nie oznacza to tego, że killowcy to sami źli ludzie co tylko tłuką co na haczyku się uwiesi.

Cytuj
Pytanie: kto starał się nad wodą przekonać do własnych poglądów innych wędkarzy w duchu pewnej tolerancji? Może warto nad wodą urabiać dziadka i młodego, któremu marzy się lin w galarecie.

Ja nie raz nie dwa próbowałem ale odpowiedź była jedna: "Ja zabiorę to inny złapie i zabierze". Jakby jeszcze dbał o wodę i pozbierał śmieci z okolicy (wymóg wg RAPR'u), zabrał jedną rybę to OK ale widzę co dzieje się nad rzekami: zazwyczaj nie biorą "dziadki" tylko tacy 50-60 lat "bo im się należy", młodzi najczęściej wypuszczają bo traktują to jako hobby nie sposób zdobycia jedzenia.

Dziękuję za zrozumienie tego, co napisałem.
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 35 041
  • Reputacja: 2239
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #51 dnia: 14.03.2017, 07:40 »
Darku, jeśli rzeczywiście z tym wszystkim się nie spotkałeś/nie widziałeś... nie dziwi Twoja spokojna postawa.

Niestety, większość tutaj się spotkała/widziała... lub widzi przy każdej wizycie nad wodą.
Krwawy Michał

Viva la libertad, carajo!

Offline bigdom

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 696
  • Reputacja: 67
  • Mam swoje zdanie i nie zawaham się go użyć!!!
  • Lokalizacja: Olsztyn
  • Ulubione metody: feeder
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #52 dnia: 14.03.2017, 08:24 »
Darku, jeśli rzeczywiście z tym wszystkim się nie spotkałeś/nie widziałeś... nie dziwi Twoja spokojna postawa.

Niestety, większość tutaj się spotkała/widziała... lub widzi przy każdej wizycie nad wodą.

Ja nie idealnie we wszystkim o czym pisze Darek może sie zgadzam, ale myślę, że jest tu pewne niezrozumienie. Wynika ono z tego, że Darek ma inne podejście do wedkarstwa, od większości forumowiczów. Dla niego ryba nie jest celem, a drogą :D (ależ to głębokie). Uczęszcza więc na inne łowiska. Nie jedzie tam, gdzie "karp jest na braniu". Nie pędzi czym prędzej na miejscówki, które ponoć są łowne. Stąd też nie spotyka ludzi, którzy tę rybę w absurdalnej ilości pchają do bagażnika. Ja mam podobnie. Gdybym teraz miał powiedzieć kiedy ostatnio widziałem takiego typowego mięsiarza, to powiem, że nie pamiętam. Raz z przykrością widziałem, jak 96 cm. szczupak dostał w łeb, ale to było zgodnie z prawem. Pan był miłym wędkarzem, racjonalnie sie z nim rozmawiało. A, że zabrał, bo miał do tego prawo? Zapłacił uczciwie za licencję, więc  uczciwie zabrał. Mówił, że dużo łowi, ale w żaden sposób nie dał do zrozumienia, że robi to z naruszeniem jakiegokolwiek regulaminu. Dlatego też rozumiem Darka w tej kwestii i uważam, że Ci, którzy sie na jego słowa zżymają po prostu maja inne podejście. Nie lepsze, czy gorsze, ale inne.

Edit. Jak teraz spojrzałem na regulamin tego Gospodarstwa Rybackiego, to już by ten Pan nie mógł zabrać tego szczupaka, bo od 90 cm. jest ochrona. Wtedy nie było. Można się więc cieszyć, że powoli coś się rusza ws. racjonalnego połowu ryb.
Nigdy w życiu nie złowiłem karpia i dobrze mi z tym :)
Dominik

Offline Czarek

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 550
  • Reputacja: 88
  • Płeć: Mężczyzna
  • FKM
    • Galeria
    • FKM
  • Lokalizacja: Wawa
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #53 dnia: 14.03.2017, 08:51 »
Zabierając rybę ze środowiska nie jestem sprawcą szkody w takim znaczeniu jak byłbym sprawcą szkody w stosunku do drugiego człowieka. Przyroda należy do człowieka...

Na tej Ziemi nic nie należy do człowieka. A już na pewno nie przyroda.
Oczywiście, pewne kręgi kulturowe w swoich "księgach" pisały "czyńcie sobie poddaną Ziemię", ale to zuchwałe. No chyba, że dotyczyło to wyłącznie ich ziem, czyli piachu.

Chciałbym Cię traktować Darku jako inteligentnego człowieka. Pisząc na forum wypada ważyć słowa :D

Zgadzam się z Tobą natomiast w twierdzeniu, iż :
Ona w końcu pozwala nam przetrwać jako istotom żyjącym (bo na przykład, musimy się czymś odżywiać)
Pozwala nam - jako dobra nasza Matka.

A wracając do meritum - także nie spotkałem się ze złymi słowami jak wypuszczałem rybę na wodach PZW. Jedynie ze zdziwieniem i niezrozumieniem kolegów. Nawet tłumaczenia nie trafiały do nich. Może źle tłumaczyłem. Może oni ...może nie trzeba... Na mój argument "bo ryb jest mało" zawsze padała ta sama odpowiedź: "takie lata już były" "odrodzą się, to będzie więcej, ale nie pd nas to zależy".
W PZW potrzebny jest rozkaz odgórny, żeby cokolwiek zadziałało (zmieniło się). To prywatne stowarzyszenie.




Pozdrowienia
Czarek FKM

aroo04

  • Gość
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #54 dnia: 14.03.2017, 10:15 »
Ależ się wątek rozrósł :)
Od mojego obecnego miejsca pobytu od 3 lat mam na najlepszą (najrybniejszą)  miejscówkę na zbiorniku czorsztyńskim 300m. Nie chodzę tam prawie wogóle, gdyż są tam zwykle tłumy mięsiaży, masa śmieci po tych pożal się Boże pseudo wędkarzach, kampery i po drugiej stronie spora grupa miejscowych kłusoli. Nie chodzę tam pomimo ogromnej (jeszcze)  ilości wielkich leszczy, płoci, kleni, świnek, pstrągów, sandaczy itp., bo (i tu przepraszam za wyrażenie) jak tam jestem to mam ochotę tych wszystkich skurwysynów utopić >:O

Offline Koczownik

  • Zaawansowany użytkownik
  • ****
  • Wiadomości: 303
  • Reputacja: 42
  • Płeć: Mężczyzna
  • Lokalizacja: Zamość i Roztocze
  • Ulubione metody: bat i feeder
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #55 dnia: 14.03.2017, 10:47 »
Moim zdaniem cały problem ze stosunkiem do przyrody wynika z faktu, że nie odnosimy się do niej jak to daru Stwórcy tylko popadamy w skrajności.
Tak to widzę:
Jeśli traktujemy przyrodę (w tym ryby i łowiska) jako dar - to szanujemy taki dar, dbamy o niego - jak dobry gospodarz o swoje gospodarstwo - wówczas przyroda kwitnie.
Jeśli zaś nasza planeta Ziemia nie jest według nas darem - to zaczynają istnieć dwie skrajne i chore opcje:
1. Albo ziemia staje się bóstwem, ważniejszym od człowieka. Wówczas człowiek zagraża temu bóstwu więc należy go z przyrody wyrzucić, choćby na Marsa, a tu postawić szlaban z napisem "ludziom wstęp wzbroniony". W tą skrajność popadają np. rozmaici nawiedzeni ekolodzy.
2. Albo ziemia i jej zasoby stają się surowcami do rabunkowej grabieży, a po nas choćby potop. Tą opcję wyznają rozmaite koncerny robiące ekologiczne piekło na Ziemi w imię maksymalizacji zysków. Ale także mięsiarze tak myślą.

Jest wiele dowodów na to, że mądre gospodarowanie przez człowieka zasobami przyrody czyni z danego obszaru bardzo bujną krainę jeśli chodzi o rozmaite cenne gatunki, które jako delikatne - w dziczy zostałyby wyparte, zagłuszone. Zarówno więc pozostawienie przyrody samej sobie lub jej rabunkowa eksploatacja - szkodzą. Tak jak pisał wyżej Luk i inni - najważniejszy jest umiar i rozsądek.
Tomek

Offline Mosteque

  • Moderator Globalny
  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 35 041
  • Reputacja: 2239
  • Płeć: Mężczyzna
  • MFT
  • Lokalizacja: Jaktorów
  • Ulubione metody: method feeder
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #56 dnia: 14.03.2017, 10:52 »
Moim zdaniem cały problem ze stosunkiem do przyrody wynika z faktu, że nie odnosimy się do niej jak to daru Stwórcy tylko popadamy w skrajności.
Tak to widzę:
Jeśli traktujemy przyrodę (w tym ryby i łowiska) jako dar - to szanujemy taki dar, dbamy o niego - jak dobry gospodarz o swoje gospodarstwo - wówczas przyroda kwitnie.
Jeśli zaś nasza planeta Ziemia nie jest według nas darem - to zaczynają istnieć dwie skrajne i chore opcje:
1. Albo ziemia staje się bóstwem, ważniejszym od człowieka, człowiek zagraża temu bóstwu więc należy go z przyrody wyrzucić, choćby na Marsa, a tu postawić szlaban z napisem "ludziom wstęp wzbroniony". W tą skrajność popadają np. rozmaici nawiedzeni ekolodzy.
2. Albo ziemia i jej zasoby stają się surowcami do rabunkowej grabieży, a po nas choćby potop. Tą opcję wyznają rozmaite koncerny robiące ekologiczne piekło na Ziemi w imię maksymalizacji zysków. Ale także mięsiarze tak myślą.

Jest wiele dowodów na to, że mądre gospodarowanie przez człowieka zasobami przyrody czyni z danego obszaru bardzo bujną krainę jeśli chodzi o rozmaite cenne gatunki, które jako delikatne - w dziczy zostałyby wyparte, zagłuszone. Zarówno więc pozostawienie przyrody samej sobie lub jej rabunkowa eksploatacja - szkodzą. Tak jak pisał wyżej Luk i inni - najważniejszy jest umiar i rozsądek.
Mądra wypowiedź :bravo: :thumbup:
Krwawy Michał

Viva la libertad, carajo!

Offline basp28

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 866
  • Reputacja: 97
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #57 dnia: 14.03.2017, 11:19 »

Uważam komercje za miejsca, w których rządzą zupełnie inne zasady, niż na dzikich łowiskach, które są naturalnym środowiskiem wędkarza. Wędkarstwo to przede wszystkim zamiłowanie do połowu ryb, które wynika z potrzeby obcowania z naturą. Na komercjach obcowanie z naturą jest zminimalizowane do istnienia wody w pojemniku i pływających ryb, które z reguły, ani nie występują tam w warunkach naturalnych (zbliżonych choćby do dzikich), nie odżywiają się naturalnie, z reguły nie rozmnażają się, bo są to gatunki nierodzime – karp, amur, jesiotr, pstrąg tęczowy.

[quote\]
Zgadzam się - 99% komercji to stawy wypełnione karpiem - komercji próbujących być "dzikimi" jest bardzo mało - nie ma na takie zapotrzebowania.



Michał, nie wierzę, żeby byli wędkarze, którzy zabierają dziennie po 10 kg ryb.

Są - właśnie trwa rzeź płoci i krąpi (głównie) na "moim" łowisku - 20 kg płotek w większości w okolicach wymiaru nie jest czymś niesamowitym.


Ja nigdy, podkreślam, nigdy nie spotkałem się z zarzutem ze strony innych wędkujących, że wypuszczam rybę. No, ale niech będzie, że zawsze znajduję się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, bo bardziej jestem wędkarzem szuwarowym.


Identycznie - nigdy nikt mi nic nie powiedział, że wypuszczam ryby - jedynie niekiedy prosili mnie, żebym im rybę dał, zresztą skąd mogą wiedzieć co łowie i co wypuszczam jak nie mam siatki - chyba, że przyjdzie ktoś pogadać i akurat złowię rybę.

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #58 dnia: 14.03.2017, 11:34 »
Przyroda należy do człowieka...

Na tej Ziemi nic nie należy do człowieka. A już na pewno nie przyroda.

W zasadzie nie rozumiem, co jest złego w uznaniu, że przyroda należy do człowieka? Co w ogóle rozumiem pod tym, że należy do człowieka? Jakiego? Jednego człowieka? Gatunku ludzkiego? A czymże jest ten gatunek? Czy to jakiś nadczłowiek, a może przedmiot abstrakcyjny? Jeśli abstrakcyjny, to jak może do niego należeć przyroda? Może to nadczłowiek? No, ale nigdzie go nie ma!
Mówiąc, że przyroda należy do człowieka miałem na myśli to, że należy do wszystkich ludzi, a więc tych, którzy żyli, żyją i będą żyli. Można powiedzieć górnolotnie, że należy do wspólnoty ludzkiej. . Do każdego konkretnego człowieka jakoś inaczej. Jeśli by nie należała, to jakie miałbym prawo ścinać drzewa na domy, wydobywać węgiel, łowić ryby itd.? Z jakiego tytułu bym to czynił?

Kiedy mówi się, że przyroda należy do człowieka podnosi się zazwyczaj wrzawa. Dlaczego? Bo ludzie myślą, że upoważnia to człowieka do zrobienia z przyrodą wszystkiego. W tym właśnie kontekście pojawia się negatywne pojmowanie własności. Ciekawe, że w odniesieniu do samych siebie nie traktujemy własności negatywnie. Dlaczego? Bo to nas w jakiś sposób udoskonala, bo jest jakąś wartością dodaną do naszego życia. O to, co należy do nas osobiście dbamy, żeby ta dodana wartość nie zginęła. Nikt z nas, kto posiada samochód nie chce z nim zrobić wszystkiego, na co ma ochotę. Zazwyczaj jednak dba o niego, żeby mu służył przez lata. Nie wiem, czy ktokolwiek z Was, mając świadomość posiadania samochodu, stwierdził – skoro ten samochód jest mój, naleję mu do silnika wody zamiast oleju, a do zbiornika nasypię piachu. Bo jest mój i mogę z nim zrobić, co mi się żywnie podoba. Podobnie posiadamy zęby i dbamy o nie, wątrobę, serce, nerki. Jeśli jest inaczej to znaczy że jesteśmy głupi, bo działamy wbrew sobie. Możemy nawet pozbawić się życia. Możemy wiele. Tylko, czy tego naprawdę chcemy?

Jeżeli powiem, że mój pies należy do mnie, nie znaczy, że mam prawo go katować każdego dnia, głodzić itd. Jeżeli powiem, że moja żona należy do mnie, to nie znaczy, że jest moją niewolnicą.

Podobnie jest z relacją posiadania przyrody. Należy do nas (inaczej nie mielibyśmy prawa jej eksploatować, jaki tytuł bowiem mielibyśmy do tego?), ale nie znaczy to, że możemy z nią zrobić wszystko, ponieważ z posiadaniem wiąże się odpowiedzialność za stan przyrody (podobnie jak jesteśmy odpowiedzialni za stan naszego samochodu, szczęście naszych żon, zdrowie małych dzieci itd.).
Problem polega na tym, że przyroda należy do wspólnoty ludzkiej. W socjologii występuje takie prawo, że im więcej osób jest zaangażowanych w jakieś działanie, tym mniejsza odpowiedzialność. Im więcej osób podejmuje decyzje, tym mniejsza odpowiedzialność za nią itd.  Jeśli ktoś z nas miałby własne jezioro i sam na nim łowił, ale przetrzebiłby je w 2 lata, wiedziałby, że to jego wina. On by poniósł konsekwencje swojego postępowania. Zapłaciłby za naprawę jeziora i więcej by do zniszczenia nie dopuścił. Jeśli na Zalewie Czorsztyńskim łowi 1000 osób i 1000 osób przetrzebia ten zbiornik, nikt nie ma poczucia, że to jego wina, bo przecież on sam nie przetrzebiłby całego jeziora. Nie ma poczucia winy, więc nic nie robi, żeby naprawić to, co zepsute.

Trzeba mieć świadomość pewnej wspólnoty posiadania i działania, żeby mieć poczucie odpowiedzialności. Śmiem twierdzić, że to właśnie brak świadomości wspólnoty posiadania sprawia, że niszczymy przyrodę.

Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.

Offline Logarytm

  • Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1 490
  • Reputacja: 184
  • Lokalizacja: Warszawa
  • Ulubione metody: waggler method
Odp: No i jestem częścią PZW
« Odpowiedź #59 dnia: 14.03.2017, 11:36 »
Moim zdaniem cały problem ze stosunkiem do przyrody wynika z faktu, że nie odnosimy się do niej jak to daru Stwórcy tylko popadamy w skrajności.
Tak to widzę:
Jeśli traktujemy przyrodę (w tym ryby i łowiska) jako dar - to szanujemy taki dar, dbamy o niego - jak dobry gospodarz o swoje gospodarstwo - wówczas przyroda kwitnie.
Jeśli zaś nasza planeta Ziemia nie jest według nas darem - to zaczynają istnieć dwie skrajne i chore opcje:
1. Albo ziemia staje się bóstwem, ważniejszym od człowieka. Wówczas człowiek zagraża temu bóstwu więc należy go z przyrody wyrzucić, choćby na Marsa, a tu postawić szlaban z napisem "ludziom wstęp wzbroniony". W tą skrajność popadają np. rozmaici nawiedzeni ekolodzy.
2. Albo ziemia i jej zasoby stają się surowcami do rabunkowej grabieży, a po nas choćby potop. Tą opcję wyznają rozmaite koncerny robiące ekologiczne piekło na Ziemi w imię maksymalizacji zysków. Ale także mięsiarze tak myślą.

Jest wiele dowodów na to, że mądre gospodarowanie przez człowieka zasobami przyrody czyni z danego obszaru bardzo bujną krainę jeśli chodzi o rozmaite cenne gatunki, które jako delikatne - w dziczy zostałyby wyparte, zagłuszone. Zarówno więc pozostawienie przyrody samej sobie lub jej rabunkowa eksploatacja - szkodzą. Tak jak pisał wyżej Luk i inni - najważniejszy jest umiar i rozsądek.

Ano właśnie. I o to chodzi. Też tak myślę.
Darek
Złów i wypuść, jeśli chcesz.
Lub po polsku:
catch and release, if you want.