Uff piszę dopiero teraz bo musiałem nadgonić domowe obowiązki po przedpołudniowym wędkowaniu.
W końcu się udało spotkać z Marcinem, powiadam wam - przy Nim, czy rybki biorą czy nie, nie odgrywa roli - bo czas upływa expresowo. Nie dość, że dusza człowiek, to do tego jeszcze taki gaduła jak ja
Prawdzie trzeba oddać, że rybki słabo współpracowały, za to jak już do czegoś dochodziło to z przytupem. Jak Marcin wspominał ..uczestniczyłem mimowolnie w akcji, w rodzaju której tylko dotychczas czytałem .....
Tak oto po godzinnej posusze w braniach, omamiony holując amura, który grzał expressem pod mój brzeg - straciłem czujność nad drugim kijem, który to podstępem uwiedziony przez szwarną panią rybkę - popędził za nią niczym młodzik za lokowatą pięknością z cygańskiego taboru. I może łzę bym otarł i życzył im szczęscia ale... no właśnie.. był to za szwarny i za łowny kijek by ot tak zaakceptować ucieczkę, co gorsza bez mego błogosławieństwa poszedł. Trzeba było gagatka spowrotem do pańszczyzny przywieść i srogim mantem samowolne eskapady ukrócić.
Jeszcze na kij nie polowałem ... jednak dzięki pomocy Marcina udało się nie dość, że kijek wyłowić, to jeszcze sprawcę zamieszania wyholować...ku naszemu zdumieniu atrakcję dnia "zasponsorował" (na oko) 3 kg karpik - ale powiadam wam pistolet, że hej.
Kołowrotek właśnie zakończył gruntowny przegląd i smarowanko - za karę
a ja zaraz zabieram się, za zakup czegoś solidniejszego do kotwiczenia kijaszków przy stanowisku
Marcin dzięki za wspólne rybanie.
Dominik - szkoda, że nie pisałeś rano ... byśmy się spiknęli.