Mnie dziś nad wodą uraczył pewien dziadyga opowieścią z gatunku grozy, jak to poprzednim razem (łowiliśmy na komercji) wyjął z wody suma 35 kg. Taki był dumny, że zdobycz zaserwuje kumplom pod wódeczkę na imieniny, aż mu właściciel łowiska podliczył, że ryba tych rozmiarów będzie kosztować pod tysiąc złotych.
- No i kurde zostawiłem tego suma, chociaż on panie już ledwie zipał po holu i po tym, jak żem go przeciągnął po kamieniach, ale co było robić, połowy emerytury przecie nie wydam na durnego suma - wyjaśnił facet i wyjął komórkę, żeby mi pokazać zdjęcia suma, a raczej krwawego tatara, który został z ryby.
Nawet mu oko przy tym nie mrugnęło, a ja nie mogłem się oprzeć myśli, że gdyby za zmasakrowanie ryby gościu musiał jednak wyskoczyć z tego tysiaczka, to by następnym razem jednak kupił sobie matę.