Janusz, każdy z nas ma jakąś wizję na to aby było lepiej. NA pewno trzeba zmian, bo jest z roku na rok coraz gorzej. Liczba gatunków stale się zmniejsza, zaczyna przeważać karp. Co z tego, że Twoje koło zarybi jakąś ilością lina czy karasia? Te ryby szybko znikną, nie zdążą się rozmnożyć, sam karp im w tym będzie usilnie przeszkadzał.
Nie wiem czy rozsądnym jest tkwić w przekonaniu, że 'działanie' jak Twoje wiele da. Związek jest 'chory' i jest jak pojazd bez kierownicy, zmierzający na manowce. Nie wierzę w poprawę sytuacji poprzez zarybiania lub organizowanie zawodów, muszą być solidne podstawy do tego aby było lepiej.
Znajdź mi jakiś kraj, gdzie działa się jak w Polsce i jest dobrze. Chwała Ci za ofiarną i bezinteresowną pracę, aczkolwiek lepiej nie będzie jeżeli się nie zmieni zasad funkcjonowania wszystkiego. Właśnie sposób działania koła nr 29 jest bardzo dobry, bo chłopaki mają dobrą wodę, a ryby jakie się tam ciągnie i ilość ludzi nad wodą, świadczą o dobrym kierunku. Będzie raczej tylko lepiej, o ile się nie przytrafi jakiś kataklizm. U Ciebie natomiast możecie zarybiać dwa razy więcej, poprawy nie będzie, bo nie tędy droga. O ryby trzeba zadbać i postawić na tarło naturalne i ochronę. Zamiast karpiem trzeba zarybić linem i karasiem, regularnie aby było lepiej. Wprowadzenie zaś 200 kilo karpia i 50 lina niczego nie zmieni, wręcz pogorszy. Ludzie się uczą, że mają być zarybienia, że stąd się biorą ryby - nie z naturalnego chowu. To jest straszne, bo to ślepa uliczka.
Dodam jeszcze, że trzeba wspólnej taktyki, która się sprawdza. Ja nie wierzę w to co proponujesz, pisanie, że trzeba przyjść na zebranie to zwykła ściema. Ludzie są nie gotowi na zmiany, bo nie rozumieją podstawowych rzeczy. To trzeba im wytłumaczyć, pewne rzeczy narzucić. Nie wygra wcale ten kto więcej zarybi, ale ten kto będzie miał lepsze łowiska. Wasze wody razem wzięte nie mają najmniejszych szans z Dzierżnem Dużym, taka jest prawda. Trzeba tak działać aby łowiska były rybne, nie używając zarybień jako podstawy osiągnięcia tego stanu. Ludzie muszą się nauczyć, że jak zabrać rybę na obiad, to jedną, nie dziesięć, używając do tego kilku wędkarzy obok (rozpisanie po rejestrach). Trzeba mieć wody z normalną ilością ryb, nie przeładowane zarybieniowym karpiem. Trzeba budować rybostan zbliżony do naturalnego, nie zaś zapełniać wszystko 'mięchem' do zabrania, aby zadowolić wędkarzy, kosztem coraz gorszych powikłań, nieodwracalnych zmian w zbiornikach (zanik roślinności, zbyt dużo biogenów, gorsze warunki bytowania wielu gatunków - to efekt mocnego zarybiania karpiem) .
Okręg katowicki zarybił dwa lata temu, i na 35 ton ryb, wg moich obliczeń 29-30 przypadło na karpia. To papier i tak, ale pokazuje przerażającą statystykę. To i tak lepiej niż inne okręgi, ale czy wody przez to są lepsze? Czekam na tych, co powiedzą, że z roku na rok jest lepiej. Tak więc trzeba nowych dróg, bo powtarzanie starej melodii, niczym zacięta płyta (więcej zarybiać, chodzić na zebrania), wiele nie zmieni. Ja nie jestem za żadnymi podziałami, pokazuję kierunek zmian, oparty na tym co działa w innych krajach. Nie ma tu drogi 'bezbolesnej', trzeba zmienić zapatrywania na pewne sprawy, głównie z ilością zabieranych ryb, aby było lepiej. Nie da się wyrwać zęba aby nie bolało, unikanie jednak bólu i branie tabletek wcale nie pomoże na dłuższą metę, ząb się nie uleczy sam z siebie.