Panowie, wątek dotyczący sportu już był. Rzeczywiście, część pieniędzy w kołach na przykład przeznacza się na sport, ale to są pieniądze wydane lokalnie. Większość pieniędzy, które są wydawane na ten cel to w zasadzie wpisowe, które i tak wędruje do okręgów. Jeśli ich nie wykorzystasz i tak nic z tego nie ma. Lepiej więc utrzymywać szkółki, kształcić młodzież, która jest ambitna, która ma już nowe podejście, lepiej w nich inwestować lokalnie niż oddać bez celu okręgowi. To się nazywa hucznie sport, ale przecież wszelkiego rodzaju zawody to nie tylko profesjonaliści. Zauważcie, że w tej chwili, kiedy organizuje się MK, MO, MP w feederze rzesza osób, które nigdy nie startowały i nie korzystały z tego nagle się uaktywniła, bo powstało coś, co im się podoba.
Tutaj nie klucz w tym by niszczyć wszystko co aktywizuje wędkarzy. Klucz, by organizować im jak najwięcej po to, by mogli z tego korzystać. PZW jako stowarzyszenie, jeśli pozbawi się go pewnych rzeczy - działalność z młodzieżą, zawody wędkarskie, inne podobne - stanie się już totalnie nieludzkie i wyssane z moralności. Stowarzyszenie, jeśli mamy na myśli PZW to tylko durna nazwa. Mnie stowarzyszenie kojarzy się z grupą osób o wspólnych zainteresowaniach, które razem spędzają czas, które organizują sobie to co lubią robić, które się dobrze znają i tworzą coś wokół tego swojego hobby. Jak wygląda PZW? Ludzie idą, "kupują kartę" (używam potocznego języka) i lecą na ryby. Siedzą w większości sami, ewentualnie z towarzyszami flaszeczki. Kłócą się, walczą o rybę, łowią, zabierają. Przynajmniej ten sport w jakimś stopniu zrzesza garstkę ludzi, którzy spotykają się z pasji, rywalizują, łowią, rozmawiają ze sobą, wymieniają doświadczenia. To jakaś namiastka stowarzyszenia właśnie.
W kołach, które mają średnio 500-1000 członków rok rocznie ZOSTAJE około 50-100 tysięcy złotych, odliczając już sport i inne wydatki. To są pieniądze, które są i których nie można wydać na przykład na ryby. Wiecie o tym? Mówi się wszędzie, że w PZW jest coraz gorzej, mało pieniędzy etc. Bzdura! Gdyby koła mogły sobie gospodarzyć same i wydawać pieniądze na rzeczywiste cele, to mielibyśmy piękne łowiska. Nie trzeba do tego likwidować sportu.
Wręcz przeciwnie, w kołach można by jeszcze pomyśleć o aktywizacji członków, jakichś wspólnych warsztatach, wyjazdach, cokolwiek by sobie ludzie zażyczyli. A pieniądze by i tak zostały.
Koła każdego roku oddają daninę do okręgu. To są olbrzymie pieniądze i to tymi kwotami warto się zainteresować. Warto mówić o tym, co koła mogą a czego nie mogą. Większość wędkarzy uważa, że w wodach pływa mało ryb ponieważ brakuje na nie pieniędzy, bo sport pochłania miliony. Nie, to nie prawda. W kołach pieniądze, pomimo tego jak wiele oddają do ZO zostają duże. Problem w tym, że wewnętrzne regulacje PZW nie pozwalają na ich wydanie. Nie można sobie kupić ryb za 50 tysięcy na przykład.
Kolejna sprawa, zarybienia odbywają się też na jakichś zasadach. To też reguluje między innymi operat. Nie można do wody wpuścić 10 ton ryb. Te zarybienia i tak już są mocno przesadzone. Z bólem serca obserwuję, jak karp wypiera inne ryby z łowisk. Stają się jałowe i nijakie, zaczyna brakować innych gatunków. Brakuje równowagi i myślenia. Przeszkadzają interesy na górze.
Podkreślam, gdyby koła gospodarzyły sobie same, gdyby pieniądze zostawały w kołach mielibyśmy prawdziwe eldorado. Wtedy woda ma gospodarza, lokalnego, który dba o nią i który jest rozliczany przez lokalną rzeszę wędkarzy. Jak dbasz tak masz.