Jestem na 2 grupach wędkarskich dotyczących 2 zaporówek. Nie piszę o tym co sam widzę nad wodą, bo to jest jedna wielkie Patologia przez duże P. Jakbym żył w czasach kryzysu ekonomicznego, gdzie rybie dzwonka są najbardziej pożądaną rzeczą. Myślicie, że ktoś tam zwraca drapieżniki do wody? Każda sztuka jest brana i jeszcze z dumą fotografowana. Komentarze są oczywiście takie: "brawo", "regulamin PZW pozwala to biere", "to zdrowa rybka", "sum i okoń to szkodniki są"
Tylko nikt nie pomyśli, że przy takim działaniu przy jakiś większych zakwitach wody, które obecnie już się pojawiają, w końcu pojawią się również pomysły przesieciowania zbiornika w ramach walki z eutrofizacją, bo zaporówki nie są dla wędkarzy. Ich rola jest inna. To, że się na nich wędkuje to jest przywilej dany przez państwo.
Ludziom się w łbach poprzestawiało albo po prostu nie mają podstawowej wiedzy odnośnie podstawowych mechanizmów funkcjonowania wód. Ilość mięsoje.ców, którzy biorą np. kilkanaście leszczy dziennie do domu, czy też kilka drapieżników na dzień mnie rozwaliła, więc tak uważam, że większość tego związku to goście, którzy nigdy nie powinni mieć dostępu do karty wędkarskiej. Oczywiście tacy chcą jednej opłaty na cały kraj. Najlepiej za 200 zł.
Jaki związek wędkarzy taki też stan wód. I z mentalnością ludzką się nie wygra. Ja tylko czekam, aż PZW zostanie jeszcze mocniej dobite stawkami opłat za korzystanie z wody na potrzeby hodowli, aby cała ta machina zarybieniowa w końcu nie wyrobiła. I wędkarze będą sobie wówczas jeszcze bardziej narzekać na cały świat tylko nie na siebie. A działacze PZW jak to działacze PZW wielu bierze wszystko "w limicie", więc im pasują debilne limity, a tym którym taki stan rzeczy nie pasuje to wiedzą dobrze, że są z wyboru, więc szybko stracą stanowisko jak nie będą postępować zgodnie z wolą patologicznej większości - bo tak trzeba to w końcu głośno powiedzieć. Jacy wędkarze taki związek wędkarski.
W jednym z lokalnych stowarzyszeń, które znam w tym miesiącu złapano faceta na tym, że zabrał kilka niewymiarowych ryb. Decyzją zarządu wyleciał ze stowarzyszenia jeszcze w tym samym tygodniu w którym nastąpiło zdarzenie. Gdyby coś takiego było w PZW to w ciągu roku PZW by upadło, bo nie byłoby członków.
Każdemu wędkarzowi działacze PZW powinni pokazywać np. ustalony przez państwo cennik materiału zarybieniowego.
https://warszawa.rzgw.gov.pl/ogloszenia/obwody-rybackie/cennik-materialu-zarybieniowegoW oparciu o ten cennik muszą być dokonywane zarybienia przez PZW. Niech jeden z drugim zobaczy sobie ile za jego 200 złotową albo inną ulgową składkę (bo pewnie w najbliższych latach większość tego związku będzie na ulgach) można nabyć materiału zarybieniowego. Komuna upadła nie bez powodów, obecnie nie ma nic za darmo. Wszystko kosztuje. Gdyby nie rybactwo to całe PZW już dawno by upadło. To jest dopiero kuriozum
Nie dziwcie się, że w wielu miejscach w Polsce oszukuje się na zarybieniach, bo kogoś po prostu na te zarybienia nie stać. Tylko, że jak mnie na coś nie stać to tego nie mam, a nie że oszukuje i okłamuje wszystkich dookoła, aby dalej to posiadać. Jeżeli mnie nie stać na samochód za milion złotych to takim nie jeżdżę, a nie że biorę kredyt w "parabanku" albo u gości, którzy trudnią się lichwą. A w Polsce system użytkowania obwodów rybackich wygląda w ten sposób, że w konkursie organizowanym przez państwo, aby wygrać trzeba zaoferować jak najwięcej. Najczęściej są to kompletnie oderwane od rzeczywistości kwoty. Potem i tak mi nikt nie udowodni, że zarybiłem inaczej niż się do tego zadeklarowałem. Mamy więc systemowo zorganizowaną patologię.
Ze składek wędkarzy to można utrzymać jeden zbiornik w obwodzie rybackim, a nie kilkanaście. Co innego poza obwodem np. na stawach, żwirowniach. Wówczas można sobie tworzyć stowarzyszenia i skutecznie działać. Jakoś nie słychać żeby byli jacyś chętni wędkarze do przejęcia całego obwodu rybackiego składającego się z kilku jezior. Skoro już aby przejąć zbiorniki należy oszukiwać, to co będzie dziać się później?
Trudno żeby w takim systemie były ryby wodzie. Tym bardziej, że większość z nich kończy na patelni i w słoikach z octem polskich smakoszy ryb, często z zasyfionych wód
Dlatego jakie stowarzyszenie wędkarzy taki stan polskich wód.