cyt."Dlatego trzeba przejąć władzę w kołach, potem w okręgu,
Pytanie zasadnicze,ale z kim? przecież większość wędkarzy to nie interesuje.
Wreszcie dotarliśmy do sedna problemu, jak przejąć władzę:
1. nie mamy wiedzy;
2. nie mamy umiejętności;
3. jesteśmy zatomizowani.
powstaje pytanie czy ktokolwiek wie na forum jak:
1. zdobyć wiedzę;
2. uzyskać umiejętności;
3. jak ominąć (zmienić) atomizację grupy?
Masz rację. Jednak odnośnie wiedzy, ta wcale nie jest niedostępna... Tu na forum lub na portalu jest już wiele artykułów pokazujących co można lub powinno się robić. Przede wszystkim należy brać z umiarem, a nie tyle, na ile limity pozwalają
Ogólnie należy jednak wszelkie strategie opierać na tworzeniu łowisk no kill wg mnie. Tylko w ten sposób można zbudować łowisko z rybą. Argumentów za jest bardzo dużo, wymienię tu kilka:
- woda no kill jest niczym komercja, pływają w niej liczne ryby, duże, dające dużo frajdy z holu,
- można na niej robić zawody różnego typu (spinningowe,karpiowe, feederowe, spławikowe),
- można szkolić tu młodzież, mając na uwadze, że czasy się zmieniły. W dobie internetu, młodzi są na bieżąco z YT, Fb i innymi portalami społecznościowymi, więc będą chcieli łowić duże ryby. Dotychczas na siłę pcha się młodych w wyczyn, co jest kiepskim pomysłem, do tego kosztownym (młodych wystawia się w zawodach, a więc trzeba im zapewnić wiele rzeczy). Nie trzeba wcale tak robić, wystarczy u nowicjuszy zaszczepić im wędkarskiego bakcyla, do tego właśnie potrzebne są konkretne ryby
- łowiska no kill to zastrzyk finansowy dla koła i okręgu. Nie trzeba być alfą i omegą aby zrozumieć, że ludzie odchodzą z PZW z powodu bezrybia, przy silnej konkurencji łowisk komercyjnych. Jeżeli więc wody no kill będa takimi komercjami w PZW, wielu opłaci składki, gdyż przeliczą szybko sobie, że im się to opłaca. W okręgu opolskim trzeba być frajerem aby nie opłacać PZW
- łowiska no kill sprawiają, że buduje się zdrowy rybostan. NIe trzeba polegać na zarybieniach, populacje drapieżników same robią 'robotę', tak więc powinno być mniej zakwitów, przypadków karłowacenia, żerowania kormoranów. Taka woda staje się bardzo bliska naturalnej,
- finansowo wody no kill są tanie w utrzymaniu i pozwalają na lepszą dystrybucję środków (można przeznaczyć je np. na niedofinansowaną wszędzie SSR). Po kilku latach nie trzeba niczym zarybiać praktycznie, tak więc jest więcej pieniędzy dla tych co ryby biorą, w postaci większej ilości ryb na wodach gdzie połów można zabrać. Finanse koła jak również i okręgu można uzdrowić, i pewne sumy przeznaczyć np. na zakup karpia, którego wpuszcza się regularnie do zbiorników typu 'wanna karpiowa', tak aby zadowolić tych co ryby zabierają. Umiejętne zarybienia mogą sprawić (np. w kwietniu, maju), że inne łowiska mają niższą presję, zwłaszcza drapieżniki (szczupak w maju, sandacz w czerwcu). Można też w ten sposób wprowadzać górne wymiary ochronne, dając wędkarzom coś w zamian.
- wody no kill pomagają tworzyć zdrowe struktury SSR. Nikt tak nie zadba o wodę jak lokalny wędkarz którego celem jest rybne łowisko. Skuteczne SSR eliminuje czarne owce oraz sprawia, że ci co łamią regulaminy odpuszczają sobie takie wody. Jeżeli wszystko opiera się na zasadzie, że woda no kill jest obok wody gdzie się zabiera, obydwa zbiorniki mają dobrą ochronę, a zatem i całkiem ładne ryby
- wody no kill, które tworzą lokalni wędkarze i je chronią, powodują, że powstaje zaszczepione w ludziach działanie w zespole. Taka grupa ma coraz większe wpływy i zasięg działania, do takiej grupy chce się należeć. Obecnie, panuje zasada aby jak najwięcej wyrwać, przed innymi. To rodzi odwrotne zachowanie. Tutaj natomiast można tworzyć kolektyw. Tego właśnie brakuje w PZW, przeświadczenia o tym, że to nasza własna woda, o którą trzeba dbać, a nie którą należy złupić zanim zrobią to inni
Jakby co, to nie jest pisanie jakichś fantasmagorii, to działa w okręgu opolskim
W PZW!