Panowie, ale ci co zabierają ryby z takiej wody jeszcze mówią, że to jest zdrowsza i lepsza rybka niż taka ze sklepu. Z jednej strony wiem, jakie krążą historie o hodowlach ryb, ale ryba dopuszczona do handlu musi chociaż spełniać jakieś normy. Ryb, które łowimy, nikt nie kontroluje pod kątem przydatności do spożycia.
Raz mnie poczęstowano kawałkiem leszcza złowionego w mojej lokalnej rzece na odcinku w górę od miasta - paskudztwo. Kiedyś miałem akwarium i trochę je zapuściłem, zapach mięsa był podobny do tego z akwarium. Zjadłem z grzeczności, za dokładkę podziękowałem. A widziałem ludzi w centrum miasta, łowiących okonki i pakujących je do siaty, a woda tam czasami wali ściekiem.
Zastanawia mnie jedna rzecz - czy można taką rybkę zabrać do sanepidu, żeby ją zbadano, czy nadaje się w ogóle do jedzenia? Bo z grzybami można tak zrobić. Gdyby się okazało, że w tych rybach jest jakiś straszny syf, to można przecież takie badania opublikować na portalach społecznościowych, może komuś by to przemówiło do rozsądku.