Smutnym faktem jest, że za zadanie zarządza majątkiem pzw obarcza się ludzi, którzy do zarządzania czymkolwiek nie mają kwalifikacji. I połowa biedy była by, gdyby ten brak kwalifikacji miał podstawowe pojecie o ichtiologii.
Ba! Podstawowe pojęcie ma! Niestety brak mu wiedzy ogólnej z biologii, choćby z poziomu ogólniaka. Jedno z drugim stanowi bardzo niebezpieczną mieszankę, stwarzając organ zarządczy uważający, że wie, bez wiedzy pozwalającej sprawdzić co wie (zarządzanie), oraz bez wiedzy wyjaśniającej mu dlaczego wie (podstawy biologii).
Stworzyło to takiego potwora, który w wodzie widzi aerał i zysk, a nie wie skąd się ten zysk bierze.
Te dwie podstawy w braku wiedzy o podstawach sprawiają, że wody traktowane są jako: zasiać - zarybić, żniwa-odłowy i zysk. I to koniec wiedzy zarządu. Nie oszukujmy się to są prości ludzie ze sztątkowym wykształceniem.
Braki w zarządzaniu nie pozwalają im nawet odkryć innych czynników, które zatrudnieni specjaliści powinni im przedstawić. Ph ziemi. Żyzność ziemi. Wilgotność średnia/wchłanialność, poziom opadów... itd...
Co dalej jest smutne, to fakt, że ich niewiedza nie pozwala im zweryfikować: kompetencje zatrudnianych specjalistów, efektywność ich programów rozwojowych (choć w zastanych warunkach powinniśmy je nazwać zapobiegawczymi), oraz, co za tym idzie, efektywnych planów rozwojowych.
Podsumowując zastaną sytuację: ludzie decyzyjni nie maja odpowiedniego wykształcenia, aby działać mądrze, ani nawet takiego, aby się zoriętować, że działają źle.