Ja postawiłem w sumie 4 takie stanowiska.
Zawsze były to stanowiska bez połączenia z brzegiem. Wchodziłem na nie w spodniobutach.
Stanowiska robiłem z lodu. Późną zimą, kiedy lód był już cienki, wierciłem otwory, wbijałem bale. Na to dawałem palety. A na palety siedzenia z jakiegoś starego samochodu lub po prostu z drewna.
Stanowiska takie robiłem w najmniej uczęszczanej części zbiornika. W miejscach, w których i tak nie byłoby możliwości łowienia ze względu na rosnące drzewa czy pasy trzcin.
Niestety, dobre wyniki, jakie tam odnosiłem były nie do zaakceptowania przez władze koła opiekującego się tym zbiornikiem.
Za każdym razem burzono mi stanowisko, podpierając się obowiązującym prawem. Po 4 zburzonym stanowisku zrezygnowałem.
To było dawno.
Teraz w zbiorniku ryb nie ma już w ogóle. Członkowie koła opiekującego się wodą wolą jeździć na rzeki. Wycieczki sponsorowane są przez 'przedsiębiorców', którym zarząd koła oddaje połowę ryby przeznaczonej do zarybienia.
W ostatnich latach pojawiły się 3 nowe stanowiska. Członkom koła już one nie przeszkadzają.
Ci, którzy je zbudowali chyba też już zrezygnowali, bo co roku zarasta i nie widzę tam śladów wędkarzy.