Nadszedł wreszcie ten dzień, kiedy moje "kije samobije" zawitały nad tą wodą. Postaram się maksymalnie obiektywnie ocenić mój pobyt nad wodą, ale przyznam, że z uwagi na ilość komicznych sytuacji jakie nam się przytrafiły, to jest to bardzo ciężkie.
Zacznę od dojazdu nad łowisko, gogle maps radzi sobie z tym bez problemu, wystarczy na stornie łowiska wybrać opcję droga dojazdu i traficie do celu.
Sama woda, robi bardzo pozytywne wrażenie, my korzystaliśmy ze stanowisk, do których można dojechać autem, czyli 1-8a, ale wszystkie 52 stanowiska wyglądają na zadbane i przygotowane na wędkarzy. Sama linia brzegowa jest porośnięta drzewami, więc nawet latem parasol nie jest niezbędnym elementem wyposażenie. Brzeg od strony wschodniej schodzi dość gwałtownie i w odległości trzech metrów od brzegu jest już wody po pas, a na dziesiątym metrze od brzegu, mieliśmy trzy metry gruntu. Łowiliśmy na części, gdzie głębokość sięga 2,5 metra i to się zgadzało z naszymi odczuciami.
Na naszym stanowisku, łowiliśmy na nr 6, było sporo kłód zatopionych, co potwierdził opiekun łowiska, że jest to jedno z najgorszych pod tym względem stanowisk, ale kto mógł wiedzieć o 5:15, że tak będzie? Gospodarz, bardzo miły i sympatyczny, przez telefon załatwiłem miejscówkę, na miejscu opłaciliśmy i do wody.
Jeśli chodzi o rybostan, to ryby drapieżnej jest tam pełno, okonie, szczupaki i sumy dominują, co było widać na wodzie, bo kilka razy okonie przeganiały białoryb tuż pod powierzchnią wody. Nastawiliśmy się na leszcze, z nadzieją,
na złowienie takich powyżej kilograma, ale niestety nie tym razem. Brania rozpoczęły się tuż po umieszczeniu koszyków w wodzie - łowiliśmy klasycznie feederem na koszyk, metodę i spławik. Dało się zauważyć, że ryba chodziła falami (czyt. stadem) bo albo była cisa na kijach, albo ryba za rybą przez kilkanaście minut. Leszcz 300-400g zdominował nasz pobyt, co dziwne, nie było żadnego karasia i tylko jedna płotka. Kukurydza okazała się słabą przynętą, na robaki uwieszało się przedszkole, więc trzeba było kombinować. Kolega walczył z robakiem na koszyku i kuku na wędce spławikowej, ja na dwóch feederach miałem dumbelsy. Na jednym kolorowo i owocowo, na drugim pikantnie i mięsnie. Z początku taktyka kolorowa i owocowa, dominowała i kilka leszczy zawitało na wędce, po południu jakby jarska część ryb wymieniła się z tymi o gustach bardziej drapieżnych i swoje pięć minut miała pikantna kiełbasa.
Generalnie woda bardzo sympatyczna, doskwiera jedynie brak koszy na odpadki i lekko zaniedbany toi-toi, którego i tak przyjechali zabrać, bo chyba koniec sezonu połowowego z brzegu się zbliża.
Polecam pojechać na cała dobę, wprawdzie my byliśmy tylko 12h, ale takie było założenie i nie mieliśmy więcej czasu.
Jeszcze tam wrócę i to nie raz, w poszukiwaniu dużego leszcza.