W tego typu przypadkach bardzo trudno rozstrzygnąć, co lepsze, co gorsze, ponieważ w dużej mierze są to kwestie osobistych preferencji. Po wielu przymiarkach i próbach doszedłem do wniosku, że przy łowieniu, o jakim wspominasz, najlepiej sprawdzają mi się kołowrotki z przełożeniem od 1:5,0 do 1:5,2. Przy założeniu, że kołowrotek jest dobrą konstrukcją, mam zapewnioną odpowiednią szybkość nawijania linki (wybierania), płynny rozruch (start) oraz odpowiednie czucie przynęty na korbie kołowrotka. Lubię, gdy kołowrotek szybko reaguje na mój ruch, czy to w przypadku brania, czy prowadzenia przynęty. Masz rację, kołowrotki z wysokim przełożeniem nie są skore do szybkiej reakcji, a na pewno nie w takim stopniu jak te z mniejszym przełożeniem. Kołowrotek z przełożeniem 1:5,0 daje mi komfort prowadzenie przynęty i w toni, i po dnie, gdy robię to bez udziału kija - a tak czasem bywa. Jeśli jednak podbijam przynętę, robię to kijem, nie poprzez dwa, trzy szybkie obroty korbą. Bardzo też lubię łowić mniej agresywną metodą, raczej leniwą. Po prostu wolno wlokę przynętę po dnie, wprawiając ją w ruch delikatnym przesunięciem kija, zazwyczaj wklejanki, przy jednoczesnej asyście kołowrotka. Brania najczęściej występują przy podciągnięciach następujących po chwili bezruchu, więc szybki start kołowrotka przy tej leniwej metodzie jak znalazł. Trochę inaczej jest w przypadku bardzo agresywnego podbijania przynęty zdecydowanym ruchem wędziska, ponieważ w tym wypadku raczej nie czuje się "kopnięcia" na kiju i pośrednio na kołowrotku. Przy tej metodzie kołowrotek jest raczej sprawnym sprzętem do zwijania nadmiaru linki, a nie czymś, co w jakimś stopniu rezonuje, alarmuje, przenosi sygnały.
Trzeba też poruszyć inne niuanse związane z kołowrotkami. Faktem jest, że kiepski kołowrotek z niskim przełożeniem będzie "startował" zdecydowanie gorzej od tego z większym przełożeniem, jednak klasowego. W tym wypadku jakość przekładni jest decydująca. Daje się też zauważyć, że duże kołowrotki ze znacznym przełożeniem są w irytującym stopniu bezwładne, co sprawia, że ani tym wystartować, gdy linka jest obciążona, ani niczego nie czuć na korbie. Takich "niedopasowanych" kołowrotków unikam. Próbowałem, bo chciałem mieć coś, co umożliwi mi szybkie wybieranie linki, jednak to nie było to. Ta droga była dla mnie ślepa. Tak się składa, że gdy sandacze nie były skłonne do żerowania, najlepiej mi się sprawdzał zestaw złożony z wklejanki o ciężarze wyrzutowym do 10 gramów oraz kołowrotka o przełożeniu 1:5,0 i wielkości... 1500 (!). Mało tego, bo dopełnieniem całości była stosunkowo cienka żyłka (0,18 mm), nie plecionka.
Powyższe świadczy o tym, że trudno podać gotową receptę innemu wędkarzowi, bo może się okazać, że on czuje inaczej, lubi inaczej itp.
Dylematy związane z doborem odpowiedniego przełożenia kołowrotka często są wyzwaniem. Szczególnie gdy człowiek chce mieć konkretny model kołowrotka, który jest oferowany z dwoma lub trzema przełożeniami, a żadne z nich nie jest preferowane przez potencjalnego nabywcę. Mam niezły przykład: chcesz mieć nowego Twin Powera Shimano o wielkości 4000, który będzie współpracował z kijem przeznaczonym do łowienia miękkimi przynętami - jak w Twoim przypadku. Musisz wybrać między przełożeniami 1: 4,4 (4000PG), 1:5,8 (4000HG) i 1:6,2 (4000XG). To jest dopiero problem

Zapewne ktoś inny napisze, żebyś do tej odmiany spinningowania wybrał kołowrotek z przełożeniem 1:6,2. Pewnie padną argumenty podparte doświadczeniem. Zastanawiające jest to, że ten ktoś również będzie miał rację