Mój pierwszy kontakt z japońcem miał miejsce na starorzeczu Odry na Półwsi w Opolu w latach dziewięćdziesiątych. Były tam sztuki do pół kilo, nie łowiło się niczego innego. 100% japońca. Byłem w szoku, bo to pierwsza taka woda, gdzie nie było innych ryb, wcześniej znałem kilka stawów zdominowanych przez sumika, ale były to malutkie zbiorniki lub bardzo zarośnięte. A to starorzecze miało większą powierzchnię. Ciekawe ile trwał ten 'podbój'. Sielanka skończyła się pewnego roku, gdy były straszliwe upały. Japoniec padł jak kawka, podczas przyduchy. A okoliczni mieszkańcy musieli męczyć się, gdyż smród rozkładających się ryb był przerażający, i nie mogli otwierać okien.
Dlatego właśnie japoniec może pewne wody podbić, zwłaszcza te mniejsze. Brak drapieżnika to też dla niego wielki plus, gdyż szybko on zdobędzie przewagę nad innymi rybami. Na pewno nie będzie mu łatwo w głębokich wodach, ale tam gdzie płytko, będzie miał idealne warunki...