Składki tej nie trzeba dzielić pomiędzy okręgi bo te i tak będą miały kasę z opłat członkowskich. Zamiast tego wysyłać te pieniądze do ZG żeby mieli kasę na rozwijanie ośrodków zarybieniowych, promocję wędkarstwa, cele statutowe czy tam większe wspomaganie kadr i sportu wędkarskiego.
Wilk cały i owca syta, jak ja to mówię 
Według mnie podstawą kantów i szwindli w PZW były i są ośrodki zarybieniowe. Tak się składa, że karp jest bardzo pożądaną rybą, również przez hodowców, i często 'idzie na pniu'. Nie tylko karp. Ośrodki zarybieniowe PZW to etaty, budynki i cała reszta. Po jakiego grzyba to komu??? O wiele lepiej, jeżeli koła same będa musiały zapewnić sobie rybę, nieprawdaż? Bo w takiej sytuacji istnieją idealne warunki aby robić wały.
Kojarzy mi się to z państwowymi spółkami, które trzeba dofinansowywać, a które niekoniecznie przynoszą zysk, jak na przykład TVP. W przypadku jeżeli same koła będa sobie zarybiać, sprawa nadużyć zostaje wyjątkowo mocno zmniejszona, zaś okręgi maja o wiele mniejsze wpływy. To kolejna rzecz mająca wpływ na finanse, kilka okręgów upadło, po przekrętach jakie tam miały miejsce. Pieniądze wędkarzy powinny nie zataczać kręgów, ale pozostawać tam gdzie wędkarze je wpłacają .
Dzięki temu można o wiele lepiej gospodarzyć, zamawiać ryby z lepszych hodowli, szukać lepszych ofert. Teraz mamy nakaz kupowania ryb od PZW, co jest dla mnie paranoją.
Panowie, nie wierzmy w sens 'rozwijania ośrodków zarybieniowych'. To, czego potrzeba to racjonalna gospodarka. Jeżeli koła będa miały wody, to same będa kombinowac jak je prowadzić, jak zarybiać, przypomnę, że operat można 'poprawiać'. Bez tego wędkarze ciągle są przekonani, że za mało się zarabia, żądają aby ryby więcej wpuszczano. Na zebraniu w kole więc im władzę wytłumaczą jak się ma sprawa. Wody nie dzierżawione można wtedy pakować rybą wręcz 'na chama'. Nie ma zaś wałków i zależności od kogoś, od okręgu, od odłowów pozyskujących tarlaka czy też kontrolnych, które również mogą służyć do 'prostowania' stanów. Im mniej zawiłości, tym lepiej. Sam okręg powinien mieć o wiele mniejszy budżet (no chyba, że zatrudni się ichtiologów), tam powinno się szukać oszczędności, i to sporych. Standardem polskim jest rozwinięcie struktur administracyjnych w zbyt dużym stopniu w tego typu organizacjach. W UK koła mające po kilka tysięcy członków i wiele wód, którymi zarządzają, nie potrzebują drogich siedzib, biur, i całej tej kasy na duperele. Działają po kosztach, bo taki jest sens ich działania, tam się nie zarabia. W Polsce muszą to być sekretarki, księgowe, sekretarze, srarze... W Okręgu katowickim zarząd to 31 osób, a gdzie tu jeszcze pracownicy okręgu? Aby było lepiej, są jeszcze inne komisje

Czy aby na pewno potrzeba tylu ludzi u sterów jednego okręgu? W normalnych warunkach zarząd okręgu powinien mieć z 5-7 osób z prezesem i do widzenia.
I tak na koniec. Podobno większość składki idzie na zagospodarowanie. Ciekawe jak to wygląda naprawdę. Ile z tych 230 PLN idzie na ryby. Jeżeli kroczek drogiego karpia to 12 PLN za kg, to ja powinienem zarybić wody katowickie około 10 kilogramami samego karpia kroczka, co przekłada się na jego liczbę około 40-50 sztuk. Ale liczmy dalej - 20 tysięcy członków PZW powinno zarybić 200 tonami karpia. Przecież zarybia się zaledwie ułamkiem tej kwoty. I tu jest pies pogrzebany. Tę kasę przejada okręg, tłumacząc głupio, że pieniądze idą na 'zagospodarowanie'. Ale co jest zagospodarowywane tak właściwie?
Dlatego najlepiej wędkarze wyjdą na tym, jak sami będą sobie dbać o swoje wody i je zarybiać jak zarządzą władze koła. Bo bez tego będziemy fundować stanowiska stadu działaczy i administratorów, a ryby jak nie było tak nie będzie.