Skip to main content

Sposób na rybaków – czyli weźmy sprawy w swoje ręce!

  • Utworzono

Czy tylko rybacy mogą stawać do przetargu o dzierżawę zbiornika? A co by było gdybyśy zrobili to sami?

Będzie to artykuł opierający się o założenia i hipotetyczne cyfry – a dotyczyć ma on problemu jakim jest rabunkowa gospodarka rybacka na jeziorach i innych zbiornikach które trafiają do rąk rybaków  i są przez nich ‘zarządzane’.

Wielu z nas zdaje sobie sprawę, co oznaczają rybacy na danym zbiorniku. Kilometry sieci, małe ryby, słabe wyniki i zazwyczaj gniew i frustracja. Niektóre akweny PZW nie różnią się wcale od tych dzierżawionych przez rybaków co prawda – bo też prowadzi się tam ‘odłowy kontrolne’ i nie pilnuje przestrzegania RAPRu. Czy pozostaje nam tylko bezsilność? Zastanówmy się… 

Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę, że dzierżawa danego zbiornika to koszt, czasami spory. Cena jest różna i zależy od ceny kwintala żyta i jeżeli się nie mylę to waha się od 0,05 do 0,5 ceny kwintala żyta przypadającego  na hektar zbiornika. Oczywiście przetarg to licytacja swojego rodzaju – czyli kto da więcej ten wygrywa. Ale często jest tak, że chętnych nie ma wielu. Rybacy, PZW, może ktoś jeszcze…

No i teraz sedno. Wyobraźmy sobie, że nasze jezioro X ma 200 hektarów powierzchni. Cena za hektar to cena pół kwintala żyta. Oczywiście to byłaby stawka maksymalna. W rzeczywistości wynosić powinna około 20% ceny kwintala. I mamy – 200 x 15 PLN czyli około 3000 złotych. W przetargu startuje kilka ‘podmiotów’ w tym rybak i firma X. Firma X daje 5000 PLN, zaś rybak 6000 PLN za rok dzierżawy. I tu pojawiamy się my - oferując powiedzmy 7000 złotych. 

Oczywiście do dzierżawy należy doliczyć koszt zarybień – i tutaj trzeba się wykazać – aby zarybiać zgodnie z operatem lub nawet więcej….  Do tego dojdą zarybienia – konieczne tutaj.
Korzystając z internetowej oferty pewnej firmy o którą oparłem wycenę, nasze zarybienia wyglądały by tak.

Szczupak – 200 kg palczaka (4800 PLN),
Sandacz – 100 kg narybku jesiennego (4400 PLN)
Lin – 100 kg 2 latka(1350 PLN),
Lin – 100 kg 3 latka (1250 PLN),
Karaś pospolity – 100 kg 2 latka (900 PLN),
Karaś pospolity – 100 kg 3 latka (950 PLN).

Ogólnie koszt zarybienia wyniósłby 13650 PLN. Za taka ilość zamówionych ryb otrzymalibyśmy rabat, którym mogłyby być np. większe ryby – powiedzmy 50-100 wiekszych karpi. Wiem, że niektórym by się to nie podobało – ale charakter zbiornika musi przyciągać wędkarzy różnych ‘maści’ – karpiarzy nie należy pomijać!

Tak więc na początek mamy kwotę ogólną 20 650 PLN, którą musielibyśmy dysponować na starcie… 
No właśnie, tylko kto, jakie MY?

Mam na myśli stowarzyszenie wędkarzy i właścicieli małych biznesów powiązanych z turystyką i handlem z danego rejonu, najczęściej okolicy. Ludzi niezależnych od PZW i chcących partycypować w utworzeniu łowiska którego  byliby dzierżawcami –  właścicielami.
Jeżeli przyjąć, że łowisko takie to dość duży akwen (200 hektarów) – to uzyskując chętnych do projektu – powinniśmy mieć 80 wędkarzy i 20 właścicieli biznesów. Mając sto takich osób koszt jednego roku wyniósłby… 206,5 PLN na głowę! Czy to dużo? Ja uważam, że absolutnie nie.

Oczywiście – są też inne koszty – ale… Przecież nie tylko MY będziemy korzystać z jeziora! Inni wędkarze też będą zainteresowani wykupieniem pozwoleń – dziennych, tygodniowych, miesięcznych i rocznych. I tutaj zaczyna się konkret… Dysponując przełowionym po rybackim łowiskiem nie mamy wcale dużych ryb… Ale z roku na rok powinno być coraz lepiej!
Jeżeli sprzedalibyśmy w ciągu roku 100 pozwoleń rocznych, 200 miesięcznych, 300 tygodniowych i 1000 dziennych – uzyskalibyśmy przychód…

Pozwolenia roczne – 50 x 400 PLN (łącznie z pozwoleniem na łowienie z łodzi) – 20 000 PLN,
Pozwolenia miesięczne – 200 x 60 PLN – 12 000 PLN,
Pozwolenia tygodniowe  - 300 x20 PLN– 8000 PLN,
Pozwolenia dzienne – 1000 x 10 PLN – 10 000 PLN.

Razem pozwolenia wyniosłyby… 50 000PLN. Ha! Zbyt wiele? Zmniejszmy te kwotę na rok pierwszy do 25 000 PLN.
Z tej kwoty musimy przeznaczyć 5000 na koszt prowadzenia strony internetowej i sprzedaży pozwoleń – pozostałą zaś kwotę możemy zainwestować. W co? To proste… Budujemy pomosty dla wędkujących z brzegu, przystanie łodzi itp. – 10 000 PLN na taka ‘infrastrukturę’ powinno wystarczyć. Zostawiamy około 10 000 na pieniądze dla ludzi opiekujących się łowiskiem, bo oprócz samych ‘dzierżawców’ sprawdzających pozwolenia – potrzeba również komuś zapłacić, dać na paliwo itp.

Po pierwszym roku działalności – mamy jeszcze mniejsze ryby w zbiorniku, ale już skutecznie działający portal internetowy ściągający turystów, ‘biznesmenów’ – sprzedających w swoich sklepach i ośrodkach pozwolenia wędkarskie, ale już wiekszą liczbę wędkarzy.
Drugi rok to już większe ryby – i większe zyski. Gmina powinna już odczuwać pozytywny wpływ turystyki wędkarskiej, mając większe dochody. My znowu mamy większą pulę pieniędzy do wykorzystania w odpowiedni sposób. Powinno już starczyć na zatrudnienie kogoś na pełny etat, który zajmowałby się ochroną i kontrola pozwoleń…

Wszystko zależy od kreatywności grupy lub stowarzyszenia. Można wprowadzić własne zasady dotyczące połowu, zabierania ryb, ustalić wg uznania limity górne, dolne i ilościowe. Oczywiście bez rybaków mógłby istnieć problem z mniejszymi rybami – i pozwolenie na zabieranie płoci, krąpi i leszczy może pomóc w utrzymaniu prawidłowej równowagi w zbiorniku.


Mija pięć lat… I jakie mamy łowisko? Sami pomyślcie… Na miejsce przełowionej i obstawionej sieciami wody – dysponujemy rybnym, sprawnie zarządzanym łowiskiem. Grupa 100 udziałowców może się powiekszyć – tak, aby wygrac kolejny przetarg. Bo rybak nie powinien go wygrać – i tutaj największym sprzymierzeńcem powinna być gmina, stojąca murem za nami. My sami wybieramy samorządowców – i tutaj powinien działać lobbing! Wybieramy pozytywnie nastawionych do nas ludzi!

I obudziłem się zlany zimnym potem…   smile Tak moznaby zakończyć ten artykuł! Jednak czy to musi być tylko marzenie? 
Czy nie czas się zebrać i samemu wziąć sprawy w swoje ręce, nie patrząc się na PZW, rybaków, wzajemną niechęć? Moglibyśmy stworzyć coś świetnego, na dodatek przynoszącego zysk – nie tylko ten wymierny, w postaci pieniędzy. Byłby to zysk moralny – bo bylibyśmy gospodarzami własnej, rybnej wody. Praktycznie wszystko zależałoby od pomysłowości i zaangażowania jej członków.
Dlaczego tak się nie dzieje? Czy coś pominąłem? Proszę o komentarze i ‘krytyczne spojrzenie’!

 

Komentarze i uwagi można zawrzeć tutaj:

 

http://splawikigrunt.pl/forum/index.php?topic=2.0