Jeszcze słów kilka o moich ostatnich dwóch wypadach na ryby.
Zarówno za pierwszym, jak i drugim razem, po przyjeździe nad wodę zobaczyłem to auto. Auto, które widzę nad tym niewielkim jeziorkiem zawsze od jakiegoś czasu.

Jegomość przyjeżdża sobie bardzo wcześnie rano. Kiedy koło 9-10 zaczynają przyjeżdżać pierwsi wędkarze, on się zbiera.
Po raz pierwszy zobaczyłem go nad tą wodą w zeszłym roku późną jesienią. Kiedy przyjechałem, zaraz zaczął się pakować. Przechodząc, zauważyłem jak pakuje do torby kilka karpików. Zapewne z jesiennego zarybienia.
5 moich kolejnych pobytów nad tą wodą (nie były to kolejne dni) i za każdym razem było to samo. Ostatnio byłem tam 15 grudnia. Wtedy też pakował te karpiki.
Później nie jeździłem (przerwa zimowa). W zeszłym tygodniu zajeżdżam i znowu to auto. Kiedy zszedłem na dół, zobaczyłem go po drugiej stronie w tym samym miejscu. Zaczął się pakować i słychać było trzepoczące się w reklamówce karpiki.
Tak się zastanawiam, czy on tam jeździ codziennie?? wszystko na to wskazuje! Zbiornik ma zaledwie 9 ha, więc podejrzewam, że taki jeden człowiek jest w stanie wyłowić całe jesienne zarybienie.
Po pewnym czasie przyjechał od mojej strony starszy wędkarz w wieku 65-70 lat. Tak mniej więcej wyglądała nasza rozmowa. Byłem trochę podminowany tym "zawodnikiem" z auta i myślałem, że jeśli ironicznie go potraktuję, to nie będzie za długiej rozmowy. Jednak najwyraźniej IQ tego pana było zdecydowanie poniżej przeciętnej.
Wędkarz: Biere co?
Ja: Ja jeszcze się rozkładam. Rozkładam się już od godziny, bo nie zależy mi na tym, żeby jak najszybciej zarzucić wędki i nałowić zarybieniowych karpików, tak jak to robi ten po drugiej stronie, który najpewniej jest górniczym emerytem i codziennie tłucze te karpiowe dzieci.
Wędkarz: Kaj? Tam bierą karpiki po drugiej stronie? Wiela wyciągnył?
Ja: Tak, po drugiej stronie. Nie wiem ile wyciągnął, ale zawsze pakuje po kilka do reklamówki.
Wędkarz ogląda wszystkie moje przynęty. Zagląda do pudełek. Pyta co w nich jest. Widzi pellet w pojemniku.
Wędkarz: A co to je? To tym pan rzucosz do wody?
Ja: Nie wiem co to jest. W sklepie mi powiedzieli, że to jest coś dobrego i kupiłem.
Wędkarz: Ja, oni to tylko wciskają i godają, że to je dobre. A jako karta drogo! Dobrze, że już mom 65, bo moga połowa płacić. A czemu pan nie rzucosz? Rzucej pan szybciej! Szkoda czasu.
Ja: Nie spieszy mi się. Wolę sobie wszystko powoli przyszykować.
Wędkarz: A to tak blisko pan mosz spławik zarzucony?
Ja: Nie, nie jest zarzucony, tylko leży przed wędką. Jeszcze nie zarzuciłem żadnej wędki.
Wędkarz: O, jedzie ktoś, leca szybko, żeby mi miejsca nie zajął, bo fajne miejsce tam jest!
Starszy wędkarz poleciał szybko.
Tak sobie pomyślałem, że skoro ironia i podteksty nie działają, to może kolejnym razem trzeba od razu na dzień dobry albo po "dzień dobry" powiedzieć - Panie, idź pan stąd, bo nie chce mi się z panem gadać.
I tak się zadumałem, czy za jakieś 15 lat, kiedy tego pokolenia już nie będzie, to wędkarstwo będzie... inne... lepsze?