Skip to main content

Sięgnąć po złoto - jak Anglicy zostali mistrzami w światowym feederze

  • Utworzono

Opis tego, jak ekipa Anglii sięgnęła po światowe mistrzostwo w feederze, na kanale Tenhauzen w Holandii.

Wielu osobom wydawać się może, że w takich zawodach jak Mistrzostwa Świata w Wędkarstwie Feederowym o wyniku decyduje szczęście i wylosowane stanowisko.  O ile może się to odnosić poniekąd do tytułu indywidualnego, to o miejscu drużyny absolutnie już nie... Każda ryba jest bardzo ważna i może oznaczać cenne sektorowe punkty, a te znowu decydują o pozycji całej drużyny. Często nawet małe zmiany w taktyce, nęceniu lub wyborze przynęt powodują odbicie się na wynikach. 

Oto kilka rzeczy, które pozwoliły Anglikom odnieść kolejny spektakularny sukces.

W tym roku w lipcu, na kanale Tenheuzen w Holandii, odbyły się już piąte Mistrzostwa Świata w wędkarstwie gruntowym. Po raz kolejny na najwyższym podium stanęli Anglicy, jednak tym razem wygrali z minimalną przewagą, zaledwie o połowę punktu, nad rewelacyjnymi Francuzami, dzięki rybie, którą złowił jeden z 'synów Albionu' na 10 minut przed końcem zawodów.
Rywalizacja była na mistrzostwach bardzo ostra, i zwycięstwo wcale nie było tutaj dziełem przypadku, lecz polegało tak naprawdę na pracy całego zespołu i bezwzględnemu trzymaniu się obranej taktyki.


Wielu osobom wydawać się może, że w takich zawodach decyduje szczęście i wylosowane stanowisko o wyniku. O ile może się to odnosić poniekąd do tytułu indywidualnego, to o miejscu drużyny absolutnie już nie... Każda ryba jest bardzo cenna i może oznaczać cenne sektorowe punkty, te znowu decydują o pozycji całej drużyny. 
Dlatego każda z ekip ma kilka dni treningów, które pozwalają na zbadanie łowiska, tego co się sprawdza jako zanęta, przynęta, obierając w ten sposób najlepszą taktykę na zawody. 


Rok wcześniej w Irlandii, na łowisku Inniscarra, feederowcy musieli się wykazać umiejętnością szybkościowego połowu ryb. Płoć, leszcze i hybrydy trzeba było łowić szybko, i oczywiście jak największe. W Holandii jednak ryb było o wiele mniej, i każde praktycznie branie było na wagę złota. Kanał jest bardzo szeroki i bardzo głęboki, pływaja po nim wielkie statki, o wyporności kilkudziesięciu tysięcy ton nawet.


Do łowienia feederami Wyspiarze używali cienkich plecionek. Zaczęli je stosować rok wcześniej w Irlandii, i tak też było i tym razem. Dla niektórych może wydawać się to dziwne, gdyż plecionki są wykorzystywane normalnie na dystansach powyżej 60-70 metrów, jednak najwyraźniej są skuteczniejsze, na pewno lepiej pokazują brania.
Jeżeli chodzi o taktykę, to Anglicy zdecydowali sie łowić na dwóch liniach, krótkiej - na 25 metrach, i dalszej, na 40. Powodem tego był ‘odpoczynek' jednej z linii. Ryby były bardzo płochliwe, więc trzeba było pozwolić na 'uspokojenie' się takiego miejsca. Rzucanie zestawu na głowy żerujących ryb potrafiło je 'odsunąć' na spory czas. Krótsza linia była nęcona pod większe ryby, natomiast dłuższa pod 'cokolwiek'. Jeżeli po 45-50 minutach nie było brań na większej odległości, przez 15 minut szukano ich na 25 metrach. 
Do nęcenia krótkiej linii Anglicy użyli gliny Sensasa, w ilości 2 kg, zmieszanej ze 100 ml dżokersa, 100 ml kasterów i taką samą objętością siekanej dendrobeny. Podejście takie spowodowane było tym, że chciano, aby ciężka glina pozostała w miejscu, nie będąc rozproszoną przez statki, których przepłynięcie powodowało wzburzenie wody. Miało to być miejsce na bonusową rybę. Inną zaletą gliny tutaj było to, że ryby zaczynające żerować, powodowały powstanie chmury, która zwabiała inne osobniki. Do nęcenia użyto dużych, okrągłych, siatkowych koszyków, które obwinięto czarną taśmą.

 

 


Każdy z Anglików krótką linię nęcił 2 kilogramami gliny Sensasa, zmieszanej z dżokersem, kasterami i siekaną dendrobeną. Koszyczki obwiązywano czarna taśmą izolacyjną, aby wytracały swą zawartość dopiero na dnie.

 

W ten sposób wielu Anglików złowiło większe ryby, co przy małych wagach końcowych miało duże znaczenie. Steve Ringer złowił tak kilowego leszcza i półkilowego okonia pierwszego dnia, co dało mu pierwsze miejsce w sektorze.
Kolejną rzeczą, która miała wpływ na dobre wyniki, był rodzaj koszyków używanych do łowienia. Jako, że ryby nie chciały wcale żerować z dna, nie wolno było dopuścić do tego, aby zawartość koszyka opuszczała go podczas opadu na dno. Opróżniony przedwcześnie koszyk potrafił zatrzymać ryby na danej głębokości, nie dając przez to żadnych brań. Dlatego Anglicy zrezygnowali całkowicie z siatkowych koszyków na rzecz plastikowych, które dodatkowo owinięto taśmą. Zawartość koszyka ubijano bardzo mocno, myto również go dokładnie, tak, aby nic nie było na jego powierzchni.

Co do przynęt, to Wyspiarze polegali na pince w kolorze białym. W przeciwieństwie do innych ekip nie łowili raczej na pęczki ochotki. Wynikało to z faktu, że podczas treningu złowione ryby często wypluwały właśnie białą pinkę, nie znajdowano natomiast dżokersa. Dlatego łowiąc na długiej linii, zawsze do koszyka trafiała mniejsza lub większa ilość pinek, aby ich obecność nie była dla bardzo płochliwych ryb czymś obcym.
Na krótkie lini zaś, tej nęconej gliną, najlepiej sprawowały się kastery. Dwa założone na hak dawały najwięcej brań, zarówno leszczy, jak też i okoni.


Kolejna rzeczą, którą robili An-glicy, była zamiana odległości łowienia, jeżeli ryba się wycofywała. Polegało to na tym, że zamieniano normalny koszyk na typ 'rocket', któy posiada obciążenie z przodu, i o wiele lepiej się nim zarzuca. Typowy zarzut posyłał zestaw o metr dalej, przy zaklipowanej plecionce, jednak wystarczało to, aby dać cenne branie i złowić rybę. W ten sposób, po 3 godzinach bez brania podczas drugiego dnia, Steve Ringer złowił dwie ryby w trzech zarzutach, z ostatniego miejsca przesuwając się na czołową pozycje w sektorze.

 

Podobnych koszyków używano aby posłać zestawy o metr dalej. Oczywiście owinięte czarna taśmą.

 

Jeżeli brań nie było w ogóle i tam, ostatnią deską ratunku było w końcówce rozgrywki ściągnięcie żyłki z klipa i zarzucenia 5 metrów dalej od nęconego miejsca. Było to 'wszystko albo nic', czyli zagrywka już iście pokerowa!


Oczywiście za sukcesem zespołu stali nie tylko sami zawodnicy. Menadżerowie, doradcy, oraz mocny sponsor umożliwili uzyskanie ‘najwyższych’ obrotów ekipy. Jej menadżer, Tommy Pickering stwierdził, że sukces polegał nie tylko na umiejętności zawodników i działaniu zespołu, największe znaczenie miały tutaj ciężka praca, determinacja i poświęcenie każdego z drużyny.


Mam nadzieję, że za rok dane będzie nam czytać o Polakach i ich osiągnięciach na feederowych mistrzostwach świata, oby PZW przestało traktować wędkarstwo gruntowe po macoszemu! Sposób działania Anglików i ich zorganizowanie pokazują, jak sporo pracy i wysiłku wielu osób kryje się za takim sukcesem. Może jakaś polska firma postara się zasponsorować biało czerwonych i pomoże w stworzeniu silnej ekipy feederowej? Taki wysiłek na pewno się jej opłaci!

Takie wielkie statki pływają po kanale Tenheuzen!

 

Anglicy świętują podczas ceremonii wręczenia medali. W tym roku wygrali zaledwie o połowę punktu!